Ostatnia planowana noc w namiotach upłynęła nam bardzo spokojnie. Co prawda co jakiś czas słychać było porykiwania danieli, nie przeszkadzały one nam jednak we śnie. Wstaliśmy około godziny 7:30, aby następnie zbierać się przez około godzinę.
Zanim wyjechaliśmy, ze względu na ryzykowną pogodę (było pochmurno) i niemożność dosunięcia szyberdachu do końca zdecydowaliśmy się z Michałem zastosować patent, aby zabezpieczyć szyberdach przed deszczem.
Do Lwowa pozostało nam przejechać około 80 kilometrów. Po drodze zatrzymaliśmy się w jednym z przydrożnych barów, aby coś zjeść. Wybór większości ekipy padł na kiełbasy z grilla oraz mięso szaszłykowe (to właśnie szaszłyki są na Ukrainie najpopularniejszym daniem grillowym). My z Kasią ponadto zdecydowaliśmy się na kupno pół litra kwasu oraz dwóch porcji ziemniaków. Za wszystko (trzy kiełbasy, dwie porcje ziemniaków, dwie herbaty, pół litra kwasu) zapłaciliśmy niecałe 20 zł. W barze mogliśmy też skorzystać z Internetu, co skrzętnie wykorzystaliśmy, aby dodać relację z poprzednich dni.
Po około dwóch godzinach wyruszyliśmy w dalszą drogę. Do Lwowa dotarliśmy szybko. Udaliśmy się na parking, gdzie zawsze zostawiamy samochód (więcej o parkingu we Lwowie można przeczytać tutaj). Po opłaceniu parkingu, który kosztował 40 hrywien (około 6 zł) za dzień udaliśmy się pieszo do naszego hostelu. Dreams Hostel, który wybraliśmy został otworzony niedawno. Trzy noce kosztowały nas nieco ponad 500 zł (na 8 osób, bo znów dołączyć miał do nas Maciek). Jak na Lwów cena około 20 zł za miejsce w hostelu to dość dużo, ale hostel wygląda naprawdę bardzo ładnie, jest zadbany i czysty oraz znajduje się w niesamowitej lokalizacji (30 metrów od Rynku).
Po zostawieniu rzeczy w hostelu, musieliśmy zaczekać 2 godziny na możliwość zakwaterowania. Udaliśmy się więc do Lwowskiej Kopalni Kawy, która jest jedną najlepszych kawiarni we Lwowie (najlepsze kawiarnie opisaliśmy w tym artykule). Niestety ze względu na weekend ciężko było znaleźć miejsce dla 8 osób. Zdecydowaliśmy więc, że pójdziemy do innego lokalu. Ja z Kasią i Klaudią udaliśmy się do Kawiarni Ormiańskiej, która też jest na naszej liście najlepszych kawiarni, pozostałych wysłaliśmy do znajdującej się obok Poczty (również bardzo ciekawa kawiarnia, gdzie można między innymi wykonać własne kartki pocztowe).
Około 14 spotkaliśmy się w hostelu. Wcześniej jeszcze kupowałem nową ukraińską kartę do telefonu komórkowego (aby mieć dostęp do Internetu i móc tanio dzwonić, o tym jak to robić z Ukrainy możecie przeczytać w artykule Telefon na Ukrainie). Nasz pokój był naprawdę bardzo ładny, hostel został w końcu otworzony dopiero 1,5 miesiąca temu. Szybko ustawiliśmy się w kolejce do pryszniców, aby znów być dobrze umytymi. Ostatni porządny prysznic braliśmy w Bułgarii przed wyjazdem z Erasmusa.
Po prysznicu udaliśmy się dalej chodzić po mieście. Nie mieliśmy konkretnych planów na zwiedzanie miasta, ten dzień miał być bardzo luźny, a dopiero jutro miałem zabrać wszystkich na wycieczkę po jednym z moich ulubionych miast. Wszyscy byli niezwykle zadowoleni z panujących tu cen, mogliśmy sobie wreszcie pozwolić na zakup różnych rzeczy, na które mieliśmy ochotę.
Początkowo nie planowaliśmy trzydniowego pobytu we Lwowie oraz spania w hostelu, ze względu na to że udało nam się zmieścić w budżecie wyprawy (zostało po około 500 złotych nadwyżki na osobę już po opłacaniu hostelu) będąc w Bułgarii zdecydowaliśmy się na ten krok.
Na kolację umówiliśmy się w restauracji The Grill, było to jedno z moich ulubionych miejsc z jedzeniem we Lwowie. Rezerwację dokonaliśmy na godzinę 19, bo Gosia, Klaudia i Michał na godzinę 18 wybierali się do kościoła. Tuż przed 17 dotarł do nas też Maciek, który planowo miał być we Lwowie już o 9, ale jego bus miał duże opóźnienie.
Przed kolacją udaliśmy się z Kasią i Olą do Podziemi Opery, niezwykłego baru który znajduje się w podziemiach najbardziej charakterystycznego budynku we Lwowie. Bar ten umieszczony jest na liście najciekawszych barów i restauracji we Lwowie.
Kiedy o 19 wszyscy spotkaliśmy się w The Grill zostaliśmy mocno rozczarowani. Nasza ulubiona pozycja (zestaw wieprzowiny) zmienił cenę z 333 na 555 hrywien (podwyżka z 48 na około 70 zł). Inne pozycje w menu, od naszej ostatniej wizyty kilka miesięcy temu, wzrosły jedynie o 2-5%. Ostatecznie zdecydowałem się na zakup kiełbasy z pieczonymi ziemniakami, która była bardzo dobra (dwie sztuki wraz z podwójnymi ziemniakami kosztowały około 9 zł).
Po wizycie w The Grillu postanowiliśmy udać się do jednego z naszych ulubionych miejsc Ribs & Spirits, gdzie serwuje się żeberka. Kiedy weszliśmy do niego okazało się, że wszystkie stoliki są zajęte (mimo, że jest to bardzo duży lokal, mogący pomieścić ze 150 osób) i musieliśmy czekać w kolejce ze 30 minut. W pewnym momencie w kolejce stało 50 osób. Warto było czekać, za kilkanaście minut zajadaliśmy się już żeberkami i wszyscy byli zadowoleni. Gosia, która nie lubi żeberek zdecydowała się ich spróbować i mówiła, że bardzo jej smakowały.
Później pokręciliśmy się jeszcze trochę po mieście i wróciliśmy do hostelu około godziny 1:00.
<<< Relacja z poprzedniego dnia
Relacja z kolejnego dnia >>>