Kolejny dzień wyprawy rozpoczęliśmy dosyć leniwie, planowaliśmy godzinę pobudki na 8, co i tak było dość późną porą. Kiedy obudziliśmy się z Kasią, w obozie nie widzieliśmy jeszcze nikogo, jak się okazało wszyscy dopiero wstawali. Nie spieszyliśmy się za bardzo ze wszystkim, ponieważ do klasztoru, który mieliśmy odwiedzić mieliśmy jedynie około 14 kilometrów. Na śniadanie zjedliśmy kaszę z sosem, który jeszcze u Pani Gabrieli przygotowały nasze wyprawowe kucharki. Po spakowaniu się, około godziny 10 wyruszyliśmy w kierunku Rylskiego Monastyru.
Rylski Monastyr
Dojazd do klasztoru nie prowadził po zbyt stromych drogach, mimo iż jest on usytuowany na wysokości około 1100 metrów nad poziomem morza, w kotlinie masywu górskiego Riła. Za parking zapłaciliśmy 4 lewy (około 9 zł), wejście do klasztoru było natomiast bezpłatne.
Klasztor tuż po wejściu wywarł na mnie wielkie wrażenie. Był ogromny w stosunku do wcześniej oglądanych przez nas monastyrów. Klasztor posiada 24 metrowe mury, grube na 200 centymetrów oraz ponad 32 tysiące metrów kwadratowych powierzchni. Łącznie znajduje się w nim około 600 cel dla mnichów.
W centralnej części klasztoru mieści się okazała Cerkiew Świętej Bogurodzicy, która zdobiona jest ciekawymi freskami zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz. Niestety w środku nie można robić zdjęć, więc muszą wystarczyć Wam jedynie te z zewnątrz. Klasztor Rylski jest kolejnym odwiedzonym przez nas miejscem z listy światowego dziedzictwa UNESCO. Podczas tej wyprawy naliczyliśmy ich już kilkanaście, a jednym z naszych marzeń zapisanych na liście jest odwiedzenie 250 takich obiektów.
Zatrzymaliśmy się jeszcze obok pola, na którym wczoraj szukaliśmy noclegu i na którym były dziko rosnące krzaki z jeżynami. Dziewczyny już wczoraj bardzo nalegały, aby się tam rozbić, nie było to jednak najlepsze miejsce na nocleg. Dziś mogły jednak odbić sobie wczorajszą stratę robiąc jeżynobranie.
Po drodze, około 16, zatrzymaliśmy się w jednym z przydrożnych grilli. Zamówiliśmy pljeskavice i grillowane piersi z kurczaka z sosem w bułce. Jedzenie dla siedmiu osób było dość drogie, jak na warunki bałkańskie (zapłaciliśmy łącznie 32 lewy czyli około 70 zł), ale porcje były bardzo duże.
Jaskinia Devetashka
Naszym kolejnym celem na dziś była jedna z największych w Europie jaskiń – Jaskinia Devatashka. Mimo ogromnych rozmiarów, odkryta została dopiero w 1921 roku. Jaskinia słynie z niezwykle malowniczych dziur znajdujących się w suficie. Jest też miejscem zamieszkiwanym przez wiele gatunków węży i nietoperzy. Tych drugich jest tu nawet ponad 30 tysięcy.
Kilka dni temu dyskutowaliśmy nad trasą naszego zwiedzania w Bułgarii, początkowo rozważaliśmy nawet ominięcie tej jaskini. Wizyta w niej utwierdziła nas jednak w przekonaniu, że dobrze zrobiliśmy jadąc tu. Jaskinia jest dość nietypowa, różni się od większości jaskiń, takich jak np. Jaskinia Raj. Mi osobiście przypominała nieco odwiedzoną przez nas podczas podróży na Gibraltar Przepaść Macochy w Czechach.
Wodospady Maarata
Kilkanaście kilometrów od Jaskini Devatashka znajdują się wodospady Maarata. Wodospady położone niedaleko miejscowości Krushuna nie są tak okazałe, jak odwiedzone przez nas piątego dnia wyprawy Wodospady Kravica.
Wodospady Maarata nie były porywające, ale nie żałowaliśmy wizyty w nich, bo musieliśmy przejechać tylko dodatkowe kilkanaście kilometrów.
Nocleg
Nocleg znaleźliśmy gdzieś na bułgarskiej łące niedaleko wodospadów. Nie jedliśmy kolacji, bo każdy był najedzony po wcześniejszych pljeskavicach i piersiach z kurczaka, które jedliśmy wcześniej. Dziewczyny przygotowały tylko po kanapce z czymś a’la Nutella oraz herbatę ziołową. Spać położyliśmy się około 22. Tego dnia przejechaliśmy 347 km.