Szósty dzień wyprawy rozpoczęliśmy wyjątkowo wcześnie. Pobudka około 5:30, tuż po wschodzie słońca, ugotowanie kawy i herbaty oraz zjedzenie na śniadanie jednej pizzy, która została z wczoraj zajęło nam jednak dość długo. Może to zasługa łazienki z ciepłą wodą pod nosem?
Wyjechaliśmy o godzinie 7:05, jako pierwszy cel obraliśmy sobie sklep oraz skrzynkę pocztową, o którą wcześniej pytaliśmy księdza. Na skrzynce pocztowej szczególnie zależało Asi, która niemal każdego dnia wysyła pocztówki. W sklepie doładowaliśmy też telefon bośniackiej sieci za 3 KM (ok. 6 zł), co pozwoliło nam na zakup drugiego pakietu internetowego i dodanie relacji z wczorajszego dnia.
Po przejechaniu kilku kilometrów zatrzymaliśmy się przy cmentarzu Stecci w Radimlja. Cmentarze Stecci nazywane też stećkami, to średniowieczne cmentarze z nagrobkami, których kształt i zdobienia świadczą o bogatym kontekście kulturowym miejsc, w których zostały zrobione. Większość ze 133 znajdujących się w Radimlja nagrobków powstało okolo XV wieku, choć sam cmentarz datowany jest na wiek XIV. W regionie znajduje się jeszcze kilka podobnych cmentarzy, które wspólnie wpisane są na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Bilet na cmentarz kosztował 2 KM (ok. 4 zł) i początkowo nie wszyscy byli chętni, aby go oglądać, jednak po moich namowach zdecydowała się na to cała grupa.
Zwiedzanie cmentarza nie zajęło nam zbyt wiele czasu. Szybko ruszyliśmy więc w dalszą drogę przez góry. Niestety przejście graniczne z Chorwacją było remontowane, a raczej budowane od nowa, co z pewnością wpłynęło na długość oczekiwania. Na przejściu czekaliśmy około 3 godzin. W trakcie przeczytaliśmy przewodnik dotyczący Dubrownika, historię ostatnich konfliktów zbrojnych na Bałkanach oraz wspólnie z Michałem i Klaudią obliczaliśmy jaka byłaby siła nacisku koła busa na stopę Klaudii.
Do Dubrownika zajechaliśmy około godziny 13:30 z muzyką z Gry o Tron w tle. Niestety wcześniejsze obawy, że możemy mieć problemy z parkingiem okazały się słuszne. W okolicach centrum udało nam się znaleźć jedynie parking, którego cena wynosiła 75 kun za godzinę (około 32 zł). Wszystkie miejsca parkingowe jakie mijaliśmy (w cenie 40 kun, czyli około 15 zł za godzinę) były niestety zajęte. Postanowiliśmy odjechać więc trochę od centrum, gdzie znaleźliśmy parking za 10 kun. Tu niestety problem dalej się nie rozwiązał, bo w kiosku sprzedawali jedynie bilety na maksymalnie dwie godziny. Dłuższy czas parkowania można było wykupić za pomocą aplikacji mobilnej lub parkomatu, którego w okolicy nie było. Pytaliśmy kilku osób, ale nikt nie orientował się gdzie może znajdować się parkomat. Pewien pan, który dowiedział się o naszym problemie bardzo się oburzył i raczej nie przebierając w słowach (sądząc po tonie głosu) zadzwonił do firmy zajmującej się parkowaniem. Niestety i to nie pomogło. Postanowiliśmy więc wykupić parkowanie na 2 godziny i szybko udać się do oddalonego o około 25 minut centrum.
Narzuciliśmy spore tempo i szybko znaleźliśmy się wśród okazałych murów miasta, które przez długi czas było osobnym państwem – Republiką Raguzy nazywaną też Republiką Dubrownicką. Obecnie Dubrownik jest chyba największą wizytówką Chorwacji. Jest to skrzętnie wykorzystywane, bo jest również jednym z najdroższych miast. Wejście do większości obiektów kosztuje po 30-60 kun (od 12 do 24 zł), a wejście na miejskie mury kosztuje aż 150 kun (około 60 zł). W przeszłości odwiedzałem Dubrownik dwukrotnie w 2003 i 2009 roku i jego rosnąca popularność daje się zauważyć. Dawniej za wejście na mury nie trzeba było płacić.
Ciekawostkę stanowi fakt, iż w Dubrovniku kręcono wiele scen z popularnego serialu, którego ja, Kasia i Klaudia jesteśmy wielkimi fanami, mowa oczywiście o Grze o Tron. Organizowane są tu nawet wycieczki mające na celu pokazanie turystom miejsc, w których nagrywane były poszczególne sceny. Jest tu także mnóstwo pamiątek związanych z serialem.
Kiedy kończył się czas i powinniśmy wracać do samochodu, zaproponowałem reszcie grupy, że wrócimy się tylko my z Kasią i wykupimy parking na jeszcze jedną godzinę, a następnie zaczekamy na nich tak, aby mogli pozwiedzać miasto jeszcze trochę dłużej.
Po powrocie reszty ekipy ruszyliśmy w dalszą drogę, w kierunku Czarnogóry. Kiedy dotarliśmy do kontroli granicznej oczekiwanie umilała nam dyskusja na temat włosów, z której wynikało, że silikonów używa się nie tylko w budownictwie. Michał zadawał dociekliwe pytania na temat wpływu silikonów na strukturę włosa, co starałyśmy się mu jak najlepiej wytłumaczyć. [Kasia]
Po wjeździe do Czarnogóry zrobiliśmy szybkie zakupy w hipermarkecie, kupiliśmy między innymi chleb i tutejszy kajmak, który bardzo posmakował większości z nas. Zauważyliśmy niepocieszeni, że ceny są tu wyższe oraz kierowcy jeżdżą bardziej agresywnie.
Zaczęło się ściemniać, potrzebowaliśmy więc jak najszybciej znaleźć miejsce na nocleg. Problem stanowił fakt, iż w Czarnogórze spanie na dziko jest teoretycznie zabronione (informują o tym znaki przy wjeździe do kraju). Martwiło nas również to, że wjechaliśmy do turystycznych miejscowości, nie mogliśmy odjechać od nich zbyt daleko, ponieważ byliśmy już blisko Kotoru, który był naszym celem na kolejny dzień. Na szczęście, jakieś 16 kilometrów przed Kotorem, za napotkanymi po drodze ruinami znajdował się zjazd do zatoczki, było tam też sporo zarośli, więc nie było nas widać z drogi.
My z Wojtkiem postawiliśmy busa blisko zarośli, reszta ekipy poszła kamienistą plażą w kierunku kawałka betonu, na którym zrobili sobie posłanie. Od czasu do czasu do zatoczki przyjeżdżali ludzie, aby popływać, jednak nikt nas nie niepokoił. Część z nas pomoczyła się trochę w morzu, ja z Wojtkiem umyliśmy się jeszcze trochę z soli wodą z baniaka, która była bardzo nagrzana i poszliśmy spać.