Trzeba szczerze przyznać, pobyt na Erasmusie nas zmiękczył. Dzień 34 zaczęliśmy od pobudki o godzinie 7, nie wszystkim jednak udało się od razu wstać. Zbieranie się było rekordowo długie, wyjechaliśmy bowiem o 9:25, bo jak na miejsce, gdzie za wiele nie ma do roboty, ten czas jest bardzo słabym wynikiem.
Do błotnych wulkanów, które były naszym dzisiejszym celem mieliśmy niecałe 250 kilometrów. Pierwsze 100 kilometrów upłynęło bardzo szybko, bo jechaliśmy autostradą, później wkroczyliśmy na drogi niższej klasy, które jak na Rumunię były dość dobre. Ciekawe jednak było to, że droga, którą przez długi czas jechaliśmy miała teoretycznie po jednym pasie w każdą stronę, posiadały jednak szerokie pobocza i de facto były to drogi dwupasmowe.
Błotne Wulkany
Około godziny 14 dotarliśmy do błotnych wulkanów. Z parkingu, za który zapłaciliśmy 5 lei (ok. 5 zł) do miejsca, gdzie występowały wiodła około 10 minutowa droga. Po dotarciu na miejsce okazało się, że wulkany są płatne (wcześniej w Internecie na jakiejś polskiej stronie przeczytaliśmy, że nie jest pobierana za nie opłata). Bilety nie były drogie (normalne 4 leje, studenckie 2 leje, dzieci 1 lej) nie mieliśmy jednak przy sobie gotówki. Michał z Kasią wrócili się do samochodu po zostawiony tam portfel.
Po przejściu bramy krajobraz zaczął drastycznie się zmieniać. Z zielonego, przypominającego nieco polskie góry, stał się niemal księżycowy, przypominający trochę ten znany z ilustracji i opisów z „Małego Księcia”. Wulkany co prawda były niewielkie, ale i tak bardzo widowiskowe. W miejscu tym spędziliśmy sporo czasu, stanowiło świetne tło do zdjęć i według mnie zdecydowanie warte było przyjechania tu. Podobne odczucia miała większość ekipy, wulkany nie zrobiły jednak wrażenia na Michale.
Dalsza droga
Kolejnym punktem naszej trasy miał być Kiszyniów, do którego planowaliśmy podjechać jeszcze kawałek. Po drodze zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej i zatankowaliśmy niemal cały bak paliwa (już w momencie dojazdu do wulkanów jechaliśmy na rezerwie). Później zatrzymaliśmy się jeszcze w markecie Carrefour, który jednak zawiódł nas mocno swoimi cenami (ceny w Rumunii są sporo wyższe niż w Bułgarii czy Polsce, o czym możecie przeczytać tutaj).
Nocleg
Nocleg znaleźliśmy przy sporej rzece po przejechaniu 387 kilometrów. Wcześniej na moście widzieliśmy policję. Z racji, że do brzegu rzeki prowadziła droga z zakazem poruszania się uznałem, że podjedziemy do policjantów i zapytamy jak jest z wjazdem tam i spaniem na dziko. Uznałem, że z racji że jest to miejsce bardzo widoczne, to jeśli mają nam dać jakiś mandat to lepiej spytać ich o to od razu. Dziewczyny z tyłu odradzały pomysł podjechania pod radiowóz, ponieważ nie używają pasów i bały się, że możemy narazić się na kontrolę.
To, co zobaczyliśmy po cofnięciu się na drugą stronę mostu nas zszokowało. Ciężko to opisać słowami, więc poniżej prezentujemy wam zdjęcie. W radiowozie znajdował się tylko jeden policjant, który trochę mówił po angielsku. Po skończeniu wypisywania mandatu złapanemu kierowcy podszedł do mnie i zaczęliśmy rozmawiać. Okazało się, że wjazd nad rzekę jest oficjalnie nielegalny, ale jak tam wjedziemy to nie będzie problemów. Policjant pytał o to, jak długo chcemy zostać oraz czy jesteśmy na wakacjach. Był bardzo zadowolony, kiedy dowiedział się, że jesteśmy w długiej podróży i jako jeden z jej celów wybraliśmy Rumunię.
Po dotarciu na miejsce okazało się, że jest tu sporo zaschniętych odchodów oraz dość dużo mrówek, muszek i komarów. Nocleg nie był najgorszy, ale z pewnością nie należał też do najlepszych. Na kolację zjedliśmy zupki chińskie oraz ćwiartkę kupionego wcześniej przy drodze arbuza. Po wszystkim mieliśmy problem z pozostałymi ¾ arbuza. Wspólnie z Michałem owinęliśmy go folią spożywczą i w misce umieściliśmy na dachu. Asia była zdania, że mrówki i tak do niego trafią i rano będzie tam cała ich kolonia. Pozostała część ekipy była przeciwnego zdania – jedynie Ola uznała, że ma do tej sprawy stosunek ambiwalentny. Tego dnia przejechaliśmy 387 kilometrów, a aby dowiedzieć się kto miał rację w przypadku mrówek i arbuza zapraszamy Was do jutrzejszej relacji.