Dwudziesty dzień wyprawy mogliśmy zacząć nietypowo. Już wczoraj zaplanowaliśmy, że będzie to dzień odsypiania i wstajemy nie wcześniej, niż o godzinie 9. Dziś z Kasią wyjątkowo nie spaliśmy w busie, tylko na jednym z udostępnionych nam łóżek. Obudziłem się około dwóch godzin wcześniej, po tylu dniach łatwo przyzwyczaić się do wczesnego wstawania. Wiedząc jednak, że mogę sobie pozwolić na dłuższy sen, zamknąłem oczy i spałem dalej. Kiedy obudziłem się kolejny raz, widok jaki ujrzałem nieco mnie zaskoczył. Moim oczom ukazał się bowiem jakiś diabeł, Klaudia z wysmarowaną całą na czarno twarzą. Jak się okazało robiła maseczkę węglową, czy coś innego w tym stylu. Zrobiłem jej nawet zdjęcie, chciała jednak, aby go nie publikować, więc musicie ją sobie taką wyobrazić. Aby wam to ułatwić zrobiłem wizualizację w programie Paint. Mam nadzieję, że się na mnie nie obrazi, ani nie będzie chciała mnie zabić, kiedy przeczyta tę relację (naszą tradycją podczas tej wyprawy stało się to, że każdego dnia Klaudia czyta wszystkim na głos relację z poprzedniego dnia).
Zebranie się zajęło nam dość długo. Nie chcieliśmy wyjeżdżać bez pożegnania, a wiedzieliśmy że Pani Gabriela wczoraj pracowała do późnych godzin nocnych. Wcześniej mówiła nam, że możemy ją obudzić kiedy będziemy wyjeżdżać – nie chcieliśmy jednak robić tego zbyt wcześnie.
Około godziny 12 pożegnaliśmy Panią Gabrielę i jej męża i wyruszyliśmy w dalszą podróż. Było nam naprawdę miło być ich gośćmi, bo zostaliśmy przyjęci w sposób niezwykle ciepły, a możliwość porozmawiania z kimś, kto mieszka w danym kraju od dawna, to zawsze niezwykłe doświadczenie. Niestety z powodu całego zamieszania związanego z pakowaniem, układaniem rzeczy, itp. zapomnieliśmy na śmierć o tym, że chcieliśmy sobie zrobić wspólne zdjęcie. Przypomniało nam się to dopiero po przejechaniu kilkudziesięciu kilometrów.
Tego dnia nie mieliśmy w planach zwiedzania. Przed opuszczeniem Macedonii udaliśmy się jeszcze do sklepu po niewielkie zakupy oraz na stację paliw, gdzie zatankowaliśmy do pełna za niemal ostatnie denary, które nam zostały. Macedonia jest krajem dość tanim, jeśli chodzi o ceny produktów spożywczych oraz paliwa (to kosztuje około 3,2 zł za litr).
Przekroczenie granicy Macedonii i Grecji poszło nam niezwykle sprawnie. Znów musieliśmy przestawić zegarki, tym razem dodając jedną godzinę. Z przejścia granicznego udaliśmy się z powrotem w kierunku Salonik, tym razem nie zamierzaliśmy jednak wjeżdżać do miasta, a udać się prowadzącą od nich drogą w kierunku Bułgarii. W Grecji znaleźliśmy jeszcze bankomat oraz wrzuciliśmy do skrzynki kolejne kartki pocztowe.
Do granicy dojechaliśmy około godziny 16:20. Na przejściu granicznym zeszło nam około 10 minut i już byliśmy w Bułgarii. Tuż za granicą zatrzymaliśmy się, aby wymienić część pieniędzy na lokalną walutę (w Bułgarii obowiązują lewy, 1 lew to około 1,2 zł). W tym momencie zaczęło padać, szybko pojechaliśmy na zadaszoną stację benzynową znajdującą się obok, aby przeczekać ulewę (mniej więcej od wyjazdu z Albanii mamy drobne problemy z szyberdachem, który się dość ciężko otwiera i nie możemy go do końca zamknąć) i kupić niezbędne w Bułgarii winiety (więcej o nich można przeczytać w artykule Samochodem do Bułgarii).
Od granicy udaliśmy się w kierunku stolicy – Sofii, po drodze zatrzymując się w sklepie Kaufland, gdzie zjedliśmy stosunkowo niedrogie hot-dogi z frytkami (taki zestaw kosztował około 5 zł). Ceny w Bułgarii są dość zbliżone do tych w Polsce, w Bułgarii i Rumunii przy sklepach Kaufland działają jednak grille, gdzie można dość tanio kupić przygotowane jedzenie.
Wraz z pokonywaniem kolejnych kilometrów pogoda się poprawiała. Dość długo jechaliśmy drogą E79, która fragmentami była nawet autostradą. Później zjechaliśmy z niej do oddalonego o około 40 kilometrów Rylskiego Monastyru, będącego jednym z najważniejszych klasztorów Bułgarii. Na nocleg zatrzymaliśmy się o godzinie 21 , tuż przed zachodem słońca, około 15 kilometrów od klasztoru na polanie obok niewielkiego hotelu (oczywiście wcześniej spytaliśmy się czy możemy rozłożyć namioty w ich sąsiedztwie). Tego dnia przejechaliśmy 320 kilometrów.