Dzisiejszą pobudkę ustaliliśmy na 6 rano. Nie byliśmy do końca wyspani, bo jeszcze około 5 rano trwała impreza na plaży, ktoś puścił tuż obok nas strasznie głośną muzykę i szalał na motocyklach. Sprawnie się ogarnęliśmy i wyjechaliśmy o 6:40. Udało się to między innymi dlatego, że Ola z Klaudią zrobiły już na wieczór kanapki na śniadanie, a nikt nie rozkładał namiotu. Dojazd do Aten zajął nam 30 minut.
W Atenach zaparkowaliśmy przy barze, od którego do Akropolu było poniżej 1 kilometra. Początkowo chcieliśmy po prostu spytać o strzeżony parking, ale starszy pan zaproponował nam, że możemy tu zostawić samochód. Uznaliśmy, że w sumie to może być dobre miejsce. Wojtek wręczył panu smyczkę i poprosił, żeby zerkał na naszego busa. Niestety przy parkowaniu zawadziliśmy o metalowy słupek, który stał przy drodze i uszkodziliśmy trochę tylną lampę. Wojtek z Olą jednak skleili ułamane elementy i wygląda ona niemal tak, jak przed incydentem.
Zabezpieczyliśmy busa przed kradzieżą odłączając jeden z przewodów pod maską i zasuwając wszystkie zasłonki i szyberdach. Kiedy dotarliśmy do wejścia na teren Akropolu, był on jeszcze nieczynny (otwierano go od 8:00, my byliśmy tam około 7:40). Przed nami były jeszcze dwie osoby, jednak niedługo potem zaczęły się schodzić kolejne i zrobiła się spora kolejka. W wyniku błędnego sprawdzenia przeze mnie informacji na stronie greckiego ministerstwa turystyki myśleliśmy, że będziemy musieli zapłacić 3 euro, jednak okazało się, że cena ta dotyczyła biletu ulgowego do Muzeum Akropolu, a wejście na stanowisko archeologiczne kosztowało nas jak zwykle 0 euro (normalnie bilety kosztują 20 lub 30 euro).
Po wejściu na górę mieliśmy okazję zobaczyć przemarsz Ewzonów – greckich gwardzistów w tradycyjnych strojach. Weszliśmy po ostatnich schodach w górę. Widok, który zobaczyliśmy zrobił na nas wrażenie. Najlepiej zachowanymi budowlami były Partenon i Erechtejon. Bardzo podobały nam się kariatydy (filary w postaci kobiet), jednak były to repliki. Oryginały mieliśmy później okazję obejrzeć w Muzeum Akropolu. Kiedy zaczęliśmy schodzić w dół, zobaczyliśmy, że w naszą stronę zmierzają tłumy turystów. Utwierdziło nas to w przekonaniu, że dobrze było tak wcześnie wstać. Napisałabym więcej o Akropolu i jego zabytkach, jednak w takim upale nie chce się za bardzo nawet pisać.
Po drodze mieliśmy okazję podziwiać Odeon Heroda Attyka (teatr w stylu rzymskim) i teatr Dionizosa (najstarszy ateński teatr. Ja, Wojtek, Ola, Klaudia i Asia udaliśmy się do Muzeum Akropolu, a Gosia z Michałem poszli na mszę w polskiej parafii rzymskokatolickiej. W Muzeum było przyjemnie chłodno, była to dla nas ulga, bo już kiedy schodziliśmy z akropolu to temperatura zaczynała nam doskwierać, mimo że było dość wcześnie (coś koło 9:00). W Muzeum mogliśmy zobaczyć cenne znaleziska z sanktuariów, takie jak rzeźby, ceramika, przedmioty codziennego użytku, fragmenty dekoracji, fryzy itd., które zostały odkryte na wzgórzu, oryginalne kariatydy, a także makiety.
Początkowo plan był taki, żeby odwiedzić Narodowe Muzeum Archeologiczne, gdzie mieliśmy spotkać się z Gosią i Michałem. Jednak było ono oddalone od nas o jakieś 30 minut, a był już straszny upał. Większość grupy przychylała się do tego, aby zmodyfikować plan i odwiedzić pchli targ w dzielnicy handlowej Monastiraki i Agorę. Zależało mi na odwiedzeniu muzeum, w którym zgromadzone są najcenniejsze greckie zabytki, jednak ze względu na okoliczności postanowiłam przychylić się do woli grupy. Do targu ostatecznie nie dotarliśmy, ale ulica prowadząca do Agory była usłana różnymi interesującymi straganami z rękodziełem i antykami. Kiedy dotarliśmy do Agory byliśmy już bardzo zmęczeni chodzeniem w upale. Asia postanowiła jednak jeszcze zobaczyć Areopag (wapienna skała, wzgórze Aresa, tutaj św. Paweł Apostoł nawrócił i namaścił pierwszego biskupa Aten) nikt nie był zainteresowany wchodzeniem na wzgórze przy takim słońcu, dlatego poszła sama. Wiadomość dla mamy Asi: odwodziliśmy ją od tego pomysłu.
Z Wojtkiem, Olą i Klaudią wróciliśmy powoli do samochodu starając się szukać cienia. Po drodze kupiliśmy w sklepie zimną 1,5 litrową Fantę. W końcu się udało, we wcześniejszych sklepach były tylko małe napoje z lodówki, Cola (od której Wojtek jest na odwyku od ponad roku), ouzo (taki grecki alkohol) i piwo. Asia niedługo dołączyła do nas w samochodzie oznajmiając nam, że na wzgórze prowadziło tylko parę schodków i jesteśmy… tu użyła określenia, którego nie pamiętam, jednak opisywało nas jako osoby wyolbrzymiające wielkość potencjalnego zagrożenia, a obawialiśmy się chodzenia w słońcu, które mogłoby doprowadzić do udaru. Asia to ma zdrowie. Za chwilę dołączyli do nas Gosia z Michałem, podobno Muzeum Narodowe było, jak podejrzewałam, zasobne w najznamienitsze zabytki o wysokiej wartości kulturowej. Mówi się o nim w końcu, że to jedno z najważniejszych muzeów świata. Był tam między innymi oryginał złotej maski, której replikę widzieliśmy w muzeum w Mykenach.
Później czekaliśmy w samochodzie na kontakt od Rafaela, Polaka mieszkającego w Grecji od 20 lat, z którym mieliśmy się spotkać. Jednak coś wypadło mu w pracy i ostatecznie nie mógł się z nami spotkać. Nieco zawiedzeni ruszyliśmy w kierunku Delf, gdzie jutro chcemy odwiedzić Wyrocznię Delficką.
Nocleg znaleźliśmy na niewielkiej kamienistej plaży. Po kolacji przygotowanej przez Olę i Klaudię siedzieliśmy na plaży i rozmawialiśmy o planach na dalsze dni.