RoadTrip Olimp: Dzień 10 (Ohryd)

Świadomość noclegu niedaleko cmentarza, mocno wpłynęła na Klaudię. Usłyszała ona około 3:20 w nocy, że ktoś chodzi po obozie i natychmiast zbudziła Asię, z którą śpi w namiocie. Chwyciły za nóż i latarkę i poszły na zwiad. Jak się okazało nikogo tam nie było, a to jedynie podświadomość spłatała figla Klaudii. Pozostałej części ekipy noc upłynęła bardzo spokojnie. Z pewnością też nikt nie chodził po obozie, mam dość płytki sen i łatwo się budzę, więc raczej bym to usłyszał.

Wszyscy wstali około godziny 8. Gosia i Ola były dość zaskoczone widokiem pobliskiego cmentarza i wspólnie stwierdziły, że dobrze, że nie mówiliśmy im wcześniej o tym, gdzie śpimy (rozbijaliśmy się po ciemku, tylko Klaudia odkryła, gdzie się znajdujemy, przekazała Kasi, a Kasia przekazała mnie). Zebraliśmy się dość szybko i ruszyliśmy do oddalonej o kilkadziesiąt kilometrów miejscowości Ochryd, która wspólnie z jeziorem, nad którym się znajduje (jezioro ma taką samą nazwę) wpisana jest na listę światowego dziedzictwa UNESCO.

Ohryd – zwiedzanie miasta i kebab z wieprzowiny

Stosunkowo łatwo udało nam się znaleźć miejsce parkingowe niemal w samym centrum. Parking był płatny, kosztował 50 dinarów macedońskich za godzinę (około 3,2 zł). Po opłaceniu biletu u Pana parkingowego ruszyliśmy na podbój miasta, które niestety nie wywarło na nas jakiegoś super wrażenia.

Wspólnie odwiedziliśmy Cerkiew Świętej Zofii z XI wieku, w której znajdowały się dobrze zachowane oryginalne freski (niestety nie można było robić zdjęć). Wizytę w świątyni umilała nam gra na pianinie dwójki ludzi, którzy najprawdopodobniej mieli jakąś próbę. Świątynia ma niemal gołe ściany, przez co jest w niej świetna akustyka. Bilety kosztowały jedynie 30 dinarów (około 2 zł).

Następnie postanowiliśmy się rozdzielić. Ola z Asią poszły zobaczyć znajdującą się na wzgórzu Twierdzę, a ja z resztą ekipy poszliśmy przejść się główną ulicą starego miasta. Na niej kupiliśmy macedońską kartę sim, aby mieć dostęp do Internetu. Wspólnie z Kasią, Gosią i Michałem zdecydowaliśmy się na zakup kebabu z wieprzowiną (to chyba pierwszy raz kiedy spotkałem taki kebab, w większości przypadków robione są one z baraniny, wołowiny lub kurczaka). Kebabu z wieprzowiną z pewnością nie moglibyśmy spróbować w Turcji, Kosowie czy Albanii, gdzie większość mieszkańców stanowią muzułmanie, dla których wieprzowina to nieczyste mięso. Kupiliśmy dwa dość drogie kebaby na dwie osoby (kosztowały nas po 180 dinarów, czyli około 12 zł).

Kiedy kupowaliśmy kebaby zgubiliśmy Klaudię, która wcześniej weszła do sklepu z pamiątkami znajdującego się obok. Kiedy wyszła ze sklepu pomyślała pewnie, że poszliśmy dalej. Nie martwiliśmy się za bardzo zgubieniem Klaudii, bo mieliśmy ustaloną godzinę i miejsce zbiórki oraz wiedzieliśmy, że dobrze radzi sobie w orientacji w terenie i z pewnością będzie potrafiła do niego wrócić.

Spacerując główną ulicą miasta, Gosię i Michała zaczepił pewien Pan, który zrobił im portret-wycinankę. Jestem dosyć uczulony na to, kiedy zaczepia mnie na ulicy ktoś obcy, opisywałem zresztą sposoby wyłudzania pieniędzy od turystów w artykule Polowanie na frajera, czyli jak nie dać oszukać się w podróży. Tu jednak wszystko było okej, a Pan wycinanki robił za przysłowiowe „co łaska” mówiąc, że większość osób daje od 15 eurocentów do 1 euro.

Dość szybko upłynął nam wolny czas. Dostaliśmy sms-a od Asi i Oli, że nie wyrobią się na umówioną 13:30 i będą w miejscu zbiórki o 14. Postanowiliśmy pójść pod busa, bo spodziewaliśmy się, że pojawi się tam Klaudia i będziemy mogli ją o tym poinformować. Kiedy około 13:30 zjawiła się Klaudia powiedzieliśmy, że mamy jeszcze 30 minut. Klaudia poszła do pobliskiej piekarni, gdzie ja kupiłem wcześniej burka z mięsem (za 50 dinarów, czyli około 3,5 zł). Wspólnie z Kasią, Gosią i Michałem poszliśmy przejść się promenadą.

O 14 spotkaliśmy się z Klaudią przy busie. Asia z Olą wysłały nam jednak sms-a, że spóźnią się jeszcze trochę, bo czekają na zamówione jedzenie. Klaudia wyraźnie zdenerwowana odeszła. Była zła na dziewczyny, bo aby wyrobić się na czas zdecydowała się na zakup gotowego rogala z czekoladą, zamiast upragnionego kebaba. Dziewczyny zjawiły się na miejscu około 14:20. Zaraz za nimi przyszła Klaudia i wszyscy ruszyliśmy w kierunku upatrzonego wcześniej miejsca noclegowego.

Nocleg nad Jeziorem Ochrydzkim

Po przejechaniu kilkudziesięciu kilometrów i postoju w niewielkim sklepie, gdzie kupiłem kiełbasy na grilla, chleb oraz wodę dotarliśmy do miejsca docelowego. Pogoda była lepsza niż wczoraj, ale dość mocno wiało. Część grupy nie chciała zatrzymywać się nad pięknym Jeziorem Ochrydzkim, ale jechać dalej. Powiedziałem, że jeśli chcą to możemy jechać jeszcze 200 kilometrów do gorących źródeł w Albanii, które miały być naszym kolejnym miejscem noclegowym, ale z pewnością nie wyrobimy się przed zachodem słońca (tutaj zachód ma miejsce około 20:20) i znów możemy spać w jakimś słabszym miejscu. Jako pierwszy zdecydowałem się też na kąpiel w jeziorze, w którym woda była dość ciepła. Dość śmiesznie musiało wyglądać to, kiedy ja pływałem w jeziorze, a Klaudia siedziała w busie owinięta w koc. Ostatecznie wszyscy zdecydowali się, że zostanie tu będzie dobrym rozwiązaniem. W wodzie dołączyli do mnie Michał, Gosia, Kasia oraz Asia. Ostatecznie na kąpiel zdecydowały się też Klaudia z Olą.

Po wyjściu z wody część ekipy postanowiła zrobić pranie, ja z Gosią i Michałem zajęliśmy się rozpalaniem grilla. Klaudia uważała, że robimy to za wcześnie, ale ostatecznie kiełbaski były gotowe kiedy wszyscy wyrobili się już ze swoimi obowiązkami. Kupiliśmy dwa rodzaje kiełbasek, wyglądały one średnio, ale były stosunkowo dobre. Co prawda nie umywały się do polskich kiełbas grillowych, ale wszyscy byli zadowoleni.

Wieczorem wypiliśmy ostatnie wino, które dostaliśmy od chorwackich księży w Bośni i poszliśmy spać około 21:30. Wcześniej oglądaliśmy jeszcze widowiskowy zachód słońca. W nocy zaczęło bardzo mocno wiać, a fale w jeziorze był coraz większe.

Jutro planujemy wyjechać z Macedonii i kolejny raz wrócić do Albanii. Czeka nas dość ciężka górska droga, mamy jednak nadzieję, że jak zawsze damy radę, a nowy wiatrak zamontowany przez albańskich mechaników będzie sprawował się bez zarzutów. Tego dnia przejechaliśmy 85 kilometrów.

<<< Relacja z poprzedniego dnia

Relacja z kolejnego dnia >>>

Komentarze

Komentarzy