Koronawakacje: Wyjazd do Chorwacji w dobie koronawirusa
korornawakacje

Rok 2020 z pewnością wszyscy zapamiętamy przez pryzmat epidemii koronawirusa, która wywołała ogromne światowe zamieszanie. Zawieszenie lotów pasażerskich na taką skalę oraz na tak długo nie miało miejsca nigdy przedtem, wirus spowodował, że praktycznie w ciągu w chwili na mapach pojawiły się granice, które realnie od lat już nie istniały, a swobodny przepływ osób w ramach Unii Europejskiej oraz Strefy Schengen na pewien czas de facto przestał istnieć. Koronawirus pokrzyżował plany milionom osób, przełożone zostały śluby (w tym nasz), a lockdown w Polsce i innych krajach przyczynił się do ogromnych problemów gospodarczych. Koronawirus na kilka miesięcy niemal całkowicie zatrzymał również turystykę na całym świecie.

Nam epidemia pokrzyżowała bardzo wiele planów, pierwsza połowa 2020 roku była chyba najbardziej napiętym i dokładnie zaplanowanym okresem w naszym życiu. Pod koniec stycznia spędziliśmy tydzień na Islandii, a na 12 marca mieliśmy pierwszy raz wylatywać do USA, gdzie podczas 70-dniowej podróży samochodowej mieliśmy zrealizować jedno z marzeń z naszej listy i wziąć ślub w Las Vegas. Kilka dni przed wylotem, gdy byliśmy już spakowani, suknia ślubna, garnitur i obrączki już na nas czekały, zapadła decyzja o zablokowaniu lotów pomiędzy USA a Europą. Po powrocie z USA mieliśmy pojawić się na weselu przyjaciół i po kilku dniach pojechać do Szwajcarii, aby realizować materiały dla narodowej organizacji turystycznej. Dzień po powrocie ze Szwajcarii, 18 czerwca mieliśmy razem z rodzicami oraz siostrą Kasi wyjechać na wspólne wakacje na camping do Chorwacji, aby spędzić razem trochę czasu po naszym ślubie. To właśnie o tym wyjeździe będzie ten wpis.

Do Chorwacji wyjechaliśmy 19, a wróciliśmy 28 czerwca.

Koronawakacje w Chorwacji

Jechać czy nie jechać?

Kiedy odwołany został nasz wyjazd do USA oraz wiedzieliśmy, że nie dojdzie do skutku wyjazd do Szwajcarii w czerwcu, myśleliśmy o tym żeby odwołać również wyjazd do Chorwacji. Postanowiliśmy jednak nie działać pochopnie i obserwować rozwój sytuacji, zarówno pod kątem zagrożenia ze strony wirusa, jak i restrykcji wynikających z działań poszczególnych państw. Wszystkie trzy noclegi, które planowaliśmy podczas dojazdu i powrotu były zarezerwowane z możliwością bezpłatnego anulowania rezerwacji, co dawało nam sporą elastyczność.

Pod koniec maja, kiedy wydawało się, że Europa dość dobrze poradziła sobie z wirusem i coraz więcej państw wysyłało sygnały o możliwości otwarcia się na turystów oraz osoby, które wybierają się tam przejazdem, nasz wyjazd wydawał się coraz bardziej realny. Z racji, że moi rodzice są już po 60. i przez całą pandemię dość dobrze się izolowali oraz minimalizowali ryzyko zakażenia, wspólnie podjęliśmy decyzję, że nie pojadą na ten wyjazd. Nie chcieliśmy ich narażać, tym bardziej, że mama Kasi w swojej pracy ma kontakt z wieloma ludźmi, a jej siostra miała przylecieć na wyjazd z Islandii samolotem.

Na początku czerwca pojawił się kolejny problem. Kamila, która miała przylecieć do Polski na początku czerwca, nie mogła tego zrobić z powodu braku połączeń lotniczych do Polski. Na początku czerwca panowała też obowiązkowa kwarantanna dla wracających zza granicy więc ostatni lot, którym mogłaby przylecieć musiałby wylądować w Polsce 4 czerwca. Ten problem udało nam się dość łatwo rozwiązać, zmodyfikowaliśmy bowiem trasę tak, aby odebrać ją z Czech, które wcześniej zniosły kwarantannę i do których można było dolecieć z Islandii samolotem.

Planowanie dojazdu

Początkowy plan, który ustaliliśmy kilka miesięcy wcześniej zakładał przejazd przez Słowację i Węgry oraz nocleg w Budapeszcie połączony z wieczornym zwiedzaniem miasta (gdyby ktoś się wybierał to polecamy nasz wpis Budapeszt w 1 dzień). Niestety, na początku czerwca Słowacja nadal zostawała zamknięta na podróżnych z Polski i wymagała specjalnych zaświadczeń do przejazdu przez jej terytorium, a Kamila najłatwiej mogła dołączyć do nas lecąc do Czech.

Zdecydowaliśmy się na kompletną zmianę trasy i przejazd przez Czechy, Austrię, Słowenię i Chorwację. Czechy ogłosiły, że od 15 czerwca znoszą obostrzenia dotyczące przekraczania granicy dla wszystkich mieszkańców Polski, z wyjątkiem tych z województwa śląskiego.

Austria na początku czerwca wymagała jeszcze zaświadczenia o negatywnym wyniku testu na koronawirusa, pozwalała jednak na tranzyt przez swoje terytorium bez zatrzymywania się i noclegów, bez żadnych dokumentów.

Słowenia początkowo otworzyła granicę dla Polaków, szybko ją jednak zamykając pozostawiając przy tym możliwość wjazdu na teren kraju, z koniecznością opuszczenia go w ciągu 24 godzin.

Chorwacja od początku była otwarta na turystów, z informacji uzyskanych na tamten czas, jedyny wymagany dokument do przekroczenia granicy oprócz standardowego dowodu lub paszportu to potwierdzenie rezerwacji noclegu.

Trasa i przekraczanie granicy

Z racji, że nie byłem pewien jak sprawnie będzie odbywało się przekraczanie granic i czy nie pojawią się w związku z tym jakieś opóźnienia lub problemy, zdecydowałem się nie rezerwować po drodze żadnego noclegu, tylko w zależności od tego gdzie zastanie nas noc, zdrzemnąć się w samochodzie.

W Austrii, Czechach i Chorwacji mieliśmy poruszać się płatnymi drogami (zobacz Winiety w Czechach i Winiety w Austrii), w Słowenii z racji na horrendalne opłaty dla samochodów takich jak nasz (więcej Winiety w Słowenii) zdecydowaliśmy się na ominięcie płatnych dróg.

Z Kielc wyjechaliśmy około 7:30 rano. Przekraczanie granic przebiegło zdecydowanie sprawniej niż się spodziewaliśmy. Mieliśmy tylko dwie kontrole. Pierwsza na granicy polsko-czeskiej, którą przekraczaliśmy na Śląsku około godziny 11:00. Tam zapytano nas tylko skąd jesteśmy i po informacji, że ze Świętokrzyskiego kazano jechać dalej bez sprawdzania paszportów.

W Brnie, do którego z Pragi dzień wcześniej dojechała Kamila, zatrzymaliśmy się około 13:30 na obiad. Na ulicach prawie nikt nie chodził w maskach. W restauracji w maskach byli jedynie kelnerzy, nie było ograniczeń dotyczących siadania przy stolikach (nie ma odstępów, szyb z plexi, itp. jak w Polsce).

Na granicy Czech i Austrii nie było nikogo, kto by nas zatrzymał i skontrolował. Podobnie sytuacja wyglądała na granicy Austrii i Słowenii, na której pojawiliśmy się około 21:00 (zjechaliśmy z autostrady kilka km przed granicą, aby zatankować i w Słowenii zjechać od razu na bezpłatną drogę).

W drodze powrotnej w Słowenii zrobiliśmy też krótki postój na kolację. Przejeżdżając przez miasto Podcetrtek w którym zresztą znajduje się ciekawy zamek już za pierwszym razem zauważyliśmy, że przy Ali Kebab znajduje się całkiem sporo ludzi. Podobnie było gdy wracaliśmy, duża liczba klientów okazała się dobrą rekomendacją. Z że już opuszczaliśmy Bałkany (Słowenia nie jest krajem bałkańskim) postanowiliśmy zjeść jeden z bałkańskich przysmaków pljeskavicę. Niestety nie nie mieli gurmanskiej pljeskavicy (jakby ktoś chciał zrobić to zapraszam do wpisu gurmańska pljeskavica), ale zwykła pljeskavica również dawała radę (spora porcja w bułce kosztuje 4,5 euro). Jeśli takie ciężki potrawy podczas drogi wam nie szkodzą to polecam.

Około 23:30 na granicy słoweńsko-chorwackiej czekała nas szybka kontrola dokumentów (która ma miejsce zawsze, bo Chorwacja nie jest jeszcze w strefie Schengen, do jej przekroczenia wystarczy dowód osobisty, więcej na ten temat we wpisie Do jakich krajów w Europie potrzebny jest paszport?). Nikt nie pytał nas o dokumenty rezerwacyjne, cel podróży ani nic z tych rzeczy.

W Chorwacji wjechaliśmy na płatną drogę, na której około 1:00 zatrzymaliśmy się na nocleg w samochodzie przy parkingu dla podróżnych. Takich parkingów jest dość dużo, na większości znajdują się bezpłatne łazienki, na niektórych są też toi-toie. Wszystkie mijane przez nas parkingi były dość puste. Stało tam po kilka samochodów, które zajmowały około 10-15% wszystkich dostępnych miejsc (w normalnych sytuacjach samochodów jest dużo więcej, szczególnie przed weekendem).

Nasz samochód łapie się do wyższej kategorii (powyżej 1,9m wysokości) więc przejazd płatną drogą tej trasy to koszt 193 kun (około 100 zł) w jedną stronę. Więcej na ten temat znajdziecie w artykule Samochodem do Chorwacji – co warto wiedzieć.

Obudziliśmy się około 6:30 i wyruszyliśmy w kierunku Zadaru, aby zrobić zakupy i przejść się po starym mieście (jeśli będziecie w okolicy to zapraszamy do artykułu Zadar – zwiedzanie w 1 dzień, gdzie znajdziecie krótką trasę z opisem najważniejszych miejsc). Do celu naszej podróży dotarliśmy około godziny 13:00.

Ostatnie tankowanie w Polsce stacja Uniwar (4,4 zł / litr
Start: Kielce
Zakup winiety w Czechach (pierwsza stacja po wjeździe do Czech)
Postój w Brnie (parking płatny, można płacić kartą)
Postój na tankowanie* w Austrii – rozpoczęcie nawigowania z ominięciem płatnych dróg
Wyjazd ze Słowenii – rozpoczęcie nawigowania z płatnymi drogami
Cel podróży Camping Village Simuni
Podčetrtek - postój na jedzenie
stacja paliw przy markecie 24/7 (płatność kartą)

Dokładna trasa i punkty:

Sporo osób prosiło nas o podanie konkretnych punktów podróży, co czynimy poniżej. Nasz samochód ma około 800 kilometrów zasięgu na jednym tankowaniu, dlatego dotarcie na wyspę Pag w Chorwacji wymaga od nas jednego tankowania za granicą. Najlepiej nie tankować przy autostradach w Austrii, gdzie paliwo jest o około 50 eurocentów droższe niż zaraz przy zjazdach z autostrady. Zjazd z autostrady przedłuży podróż o maksymalnie kilka minut, a dla nas oszczędność przy jednym tankowaniu to około 180 zł. My tankowaliśmy samochód na niewielkiej stacji Eni tuż przed granicą ze Słowenią*. Diesel kosztował tam 0,99 euro za litr, więc cena paliwa była bardzo zbliżona do tej w Polsce.

Jeśli podobnie jak my chcecie ominąć płatne drogi w Słowenii, to podrzucamy współrzędne na stację, gdzie tankowaliśmy – 46.729497, 15.615923. Dalej jest jeszcze kilka innych stacji i na wszystkich ceny paliwa były do siebie zbliżone (+/- 0,01 euro).

Start Kielce: 50.871406, 20.632100
Ostatnie tankowanie w Polsce: stacja Uniwar (4,4 zł / litr): 49.943875, 18.429685
Zakup winiety w Czechach (pierwsza stacja po wjeździe do Czech): 49.904862, 18.307723
Postój w Brnie (parking płatny, można płacić kartą): 49.195544, 16.604895
Obiad w Brnie w Stopkova Plzeňská Pivnice: 49.195535, 16.606240
Postój na tankowanie* w Austrii – rozpoczęcie nawigowania z ominięciem płatnych dróg: 46.729497, 15.615923
Wyjazd ze Słowenii – rozpoczęcie nawigowania z płatnymi drogami: 45.842992, 15.683597
Cel podróży Camping Village Simuni: 44.461074, 14.97542

*- stacja ta jest zamykana na noc, jeśli więc będziecie przekraczać granicę w nocy, to można zatankować na samoobsługowej stacji przy markecie nieopodal (46.738932, 15.602422), stacja ta jest otwarta 24/7 i ma niższą cenę paliwa (ok. 0,95 eurocentów za litr), wymagana jest jednak płatność kartą. W tym celu polecam oczywiście Revoluta.

Koronawirus na campingu – czy coś się zmieniło?

Jedyną rzeczą, która zmieniła się względem zeszłego roku było to, że pracownicy recepcji dokonujący kwaterowania i wykwaterowania mieli rękawiczki, a przed recepcją był płyn do dezynfekcji rąk oraz informacja o tym, aby utrzymywać 2 metry dystansu.

Cały tydzień spędziliśmy na campingu, dwukrotnie udając się tylko na oddalone o kilka kilometrów wzgórze w celu nagrania odcinka do Top Gara. Podczas tych siedmiu dni mogliśmy niemal całkowicie zapomnieć o wirusie. Na campingu nie widać było żadnych zmian względem poprzedniego roku. Nie było informacji o konieczności zachowywania dystansu, zarówno goście, jak i pracownicy barów czy campingów nie nosili rękawiczek oraz maseczek. Leżaki czy parasole nie były dezynfekowane i nikt nie pilnował tego w jaki sposób są rozkładane.

Na campingu było jednak dużo mniej ludzi. Szczególnie podczas pierwszych dni. Obstawiam, że obłożenie campingu, który może pomieścić około 5 000 osób, podczas naszego pobytu nie było większe niż 1/5, podczas gdy pod koniec czerwca kiedy zaczyna się najwyższy sezon jest już niemal pełne.

Małą liczbę ludzi szczególnie widać było na plaży, gdzie ogólnodostępne leżaki i parasole przez pierwsze dni można było zająć niemal o dowolnej porze. W tym miejscu warto zaznaczyć, że wśród wielu turystów panuje nieładny zwyczaj „rezerwowania” sobie leżaków i parasoli przez przyjście wcześnie rano i położenie na nich ręcznika, więc nawet jeśli 80% leżaków jest zajęte, to przez większość czasu na plaży było może 1/4 osób.

Podczas ostatnich dni naszego pobytu (25-27 czerwca) ludzi było już widocznie więcej. Po południu, w celu znalezienia wolnego leżaka trzeba było przejść się po plaży i go poszukać. Część ludzi leżała wtedy też na kamieniach. Mimo wszystko trudno mówić o tłoku, w takim sensie w jakim widzimy go nad Bałtykiem. Mimo braku zakazów ludzie dość naturalnie zawsze rozkładają się nie bezpośrednio obok innych, ale z lekkim dystansem i zachowanie 2-3 metrów odstępu nie stanowiło problemu.

Jeśli wybierasz się do Chorwacji zachęcamy do sprawdzenia jak przygotować Crocktailu oficjalny koktajl Chorwacji:

Ceny – czy koronawirus wpłynął na cenę wakacji?

Będąc w Chorwacji nie zauważyliśmy wzrostu cen względem naszej wizyty w czerwcu 2019. Ceny żywności w sklepach są na mniej więcej takim samym poziomie jak wcześniej (Chorwacja jest trochę droższa pod tym względem od Polski).

Ceny w restauracjach i barach na campingu oraz przy plaży wyglądają podobnie jak wcześniej i są dość wysokie (Chorwacja od wielu lat nie należy do tanich krajów i z punktu widzenia cenowego należy rozpatrywać ją na tym samym poziomie co Hiszpanię czy Grecję). Za Pina Coladę w barze na plaży trzeba było zapłacić 45 kun (czyli około 27 zł), a sam drink pozostawiał wiele do życzenia (zła szklanka, brak zdobienia, zamiast śmietanki kokosowej użyty likier), ale taka już specyfika większości plażowych barów.

domek na campingu
Nasz domek

Ceny noclegów na campingu pozostały na mniej więcej takim samym poziomie jak rok wcześniej. 6 osobowy domek z trzema sypialniami, klimatyzacją na campingu Village Simuni na wyspie Pag w czerwcu to koszt około 2,5-3 tysięcy złotych. W lipcu około 4,5 tysiąca (ceny na campingach mocno zależą od miesiąca, więcej w artykule Pierwszy raz na campingu, jak zaplanować tanie wakacje?).

Ceny innych noclegów również pozostały na podobnym poziomie. Niektóre są trochę tańsze, niektóre trochę droższe, ale to dość normalne. Analizując trzy miejsca noclegowe, które poleciłem w artykule o Zadarze w zeszłym roku, jedno pozostało bez zmian, drugie lekko staniało, a cena trzeciego wzrosła. Warto zaznaczyć, że obiekt którego cena wzrosła i to dość znacząco (o około 30%) rok temu miał bardzo okazyjne ceny, więc ten wzrost nie dziwi.

Podsumowanie

Decyzję o tym, że pojedziemy do Chorwacji uważam za bardzo dobrą. Szczególnie, że w trakcie naszego wyjazdu docierały do nas informacje o tym jak tłoczno jest nad Bałtykiem. Mimo iż ludzie w Chorwacji nie chodzili w maseczkach, to przez stosunkowo małą liczbę ludzi uważam, że nie byliśmy jakoś szczególnie narażeni na zarażenie. Przekraczanie granic okazało się dużo łatwiejsze niż to zakładaliśmy, nie zanotowaliśmy też innych utrudnień spowodowanych wirusem. Dodatkowym atutem była również pogoda i temperatura morza na poziomie 21 stopni (w tym czasie w Polsce nad Bałtykiem ok. 15 stopni).

Komentarze

Komentarzy