Ósmy dzień naszej przygody rozpoczęliśmy w pięknym miejscu, w piękną pogodę. Niektórzy z ekipy wieczorem postanowili nawet, że nie będą rozbijać namiotów i tę noc spędzą pod gołym niebem. Nasze wczorajsze pranie nie wyschło całkowicie, zapakowaliśmy je do busa z nadzieją, że dalej również pogoda będzie ładna i uda nam się je dosuszyć. Podekscytowani wizją spotkania ze świętym Mikołajem wyruszyliśmy około godziny 9:20.
Po przejechaniu ponad trzystu kilometrów naszym oczom ukazał się widok, który jest marzeniem dzieci na całym świecie – słynna wioska, w której mieszka święty przynoszący w okresie Bożego Narodzenia prezenty.
Po wizycie w sklepie z pamiątkami Świętego Mikołaja, gdzie oprócz standardowych pamiątek takich jak magnesy czy koszulki można było kupić również między innymi mięso z renifera w puszkach, wyroby z kości reniferów czy ich skóry.
Następnie udaliśmy się na spotkanie z Mikołajem, na które o dziwo nie musieliśmy nawet czekać w kolejce. Przed wejściem do samego pokoju Mikołaja, obejrzeliśmy jeszcze krótką wystawę dotyczącą wierzeń świątecznych w różnych krajach. Z Mikołajem zrobiliśmy sobie zdjęcie i zamieniliśmy kilka zdań na temat naszej podróży.
Następnie udaliśmy się kilkaset metrów dalej, aby oficjalnie przekroczyć linię 66 stopni 32 minut i 35 sekund szerokości geograficznej północnej wyznaczającą granicę Koła Podbiegunowego.
Po tak pełnej wrażeń wizycie wsiedliśmy do samochodu z planem przejechania jeszcze przynajmniej 100 kilometrów w kierunku północnym oraz rozbicia obozowiska nad jakimś jeziorem. Po drodze wstąpiliśmy jeszcze do przydrożnego sklepu z pamiątkami z reniferów, wytwarzanych przez Saamów.
Chwilę przed tym, jak mieliśmy zacząć szukać noclegu naszym oczom ukazał się kolejny ekscytujący widok – pierwszy renifer. Zobaczyć dzikiego renifera to jedno z marzeń z naszej listy , które możemy z niej wykreślić jako zrealizowane.
Po przejechaniu tego dnia w sumie 453 kilometrów rozbiliśmy obóz nad jeziorem obok miejscowości Sodankyla przy drodze numer E75. Na kolacje tym razem zjedliśmy jajecznicę w tortillach, które przywieźliśmy ze sobą z Polski.
Pogoda tego dnia była świetna – chyba najlepsza podczas całego naszego wyjazdu. Ze względu na szerokość geograficzną nie mieliśmy okazji zaznać nocy, a słońce świeciło nawet o godzinie 2 w nocy. Oprócz pięknego jeziora, naszym oczom około godziny 21:30 ukazała się jeszcze piękna tęcza.