Dzień 21 Wojtek z Kasią rozpoczęli od pobudki około godziny 7:00. Reszta ekipy ze względu na męczący fizycznie wczorajszy dzień miała spać, aż się wyśpi. Plan działania podporządkowany był pod awarię, która niezbyt pozwalała nam się poruszać. Po wieczornym wertowaniu Internetu oraz książki T4 Sam naprawiam w celu znalezienia jak najłatwiejszego rozwiązania problemu do głowy przychodziło jedynie skrócenie obwodu przepływu cieczy tak, aby ominąć nagrzewnicę i pękniętą rurkę. Podobne rozwiązanie zasugerował w wiadomości od siebie Marcin, u którego byliśmy kilka dni temu – on radził jednak, aby spróbować odciąć ogrzewanie. Pomysł Marcina wydawał się sensowny, więc Wojtek z Kasią postanowili spróbować czy w takim przypadku płyn przestanie cieknąć.
Naprawa awarii
Około godziny 8:00 Wojtek zawitał do opuszczonego domu z torbą zupek chińskich oraz dodatkowym gazem do kuchenki tak, aby pozostała część ekipy po przebudzeniu się mogła coś zjeść. Wszyscy spali jak zabici z wyjątkiem Asi, która jak zawsze czujna obudziła się słysząc kroki na schodach prowadzących na pierwsze piętro gdzie była sypialnia.
Kasia z Wojtkiem postanowili jechać do Oddy oddalonej o około 5 kilometrów od miejsca noclegowego. Jeśli odcięcie ogrzewania nic nie da chcieli poszukać części lub jakiegoś mechanika, który mógłby pomóc w rozwiązaniu problemu. Po dojechaniu na stację benzynową okazało się, że odcięcie ogrzewania z poziomu kabiny niestety nie pomaga. Szybka wizyta na stacji i pytanie o sklepy z interesującymi nas częściami niestety nie poprawiło naszych morali – ze sklepami ogólnie ciężko, a poza tym w sobotę zamknięte. Pani ze stacji powiedziała jednak, że za pół godziny ma przyjechać tu właściciel zakładu mechanicznego i jeśli mamy czas to możemy poczekać i z nim porozmawiać. Nie mając nic lepszego do roboty postanowiliśmy to zrobić.
Po około trzech kwadransach naszym oczom ukazał się ogromny terenowy samochód, z którego wysiadł słusznej postury około czterdziestoletni Norweg. Pokazaliśmy mu na czym polega problem, powiedzieliśmy też, że niestety nie mamy części. On po zerknięciu na cieknącą rurkę odparł, że u niego w garażu na pewno takie się znajdą i że ma polskiego pracownika, do którego zadzwoni. Zapytaliśmy też o koszt, w obawie przed jakąś kosmiczną dla nas kwotą za naprawę tej dość drobnej usterki. Nie dostaliśmy konkretnej odpowiedzi, ale zostaliśmy zapewnieni, że nie będzie drogo.
Po kilkunastu minutach podjechaliśmy do warsztatu, który znajdował się naprzeciw stacji benzynowej gdzie staliśmy. Tam przywitał nas Piotrek, mieszkający od prawie 3 lat w Norwegii – mechanik samochodowy. Powiedzieliśmy o naszym problemie i spytaliśmy o koszt naprawy. Koszt naprawy razem z zastępczą rurką wynieść miał 300 NOK (150 zł), więc mimo naszego skromnego budżetu mogliśmy sobie na to pozwolić (to mniej więcej tyle, ile jeden płynący kilkanaście minut prom). Piotrek szybko uporał się ze skróceniem obwodu obiegu cieczy, niestety wiązało się to ze stratą ogrzewania, które wykorzystywaliśmy jako dodatkowy system chłodzenia silnika przy podjazdach i w górach.
Po dokonaniu naprawy udaliśmy się jeszcze pod market Coop, aby skorzystać z wifi i wrzucić relację z dnia numer 19. Następnie wróciliśmy do naszego obozowiska, aby poinformować wszystkich o pozytywnym rozwiązaniu naszego problemu. Niestety ze względu na brak ogrzewania, a co za tym idzie możliwymi problemami w górach postanowiliśmy zamiast dłuższą trasą (wzdłuż wybrzeża E39) pojechać w kierunku Oslo, krótszą drogą numer E136. Taki wybór trasy niestety wiązał się z tym, że opuścimy zwiedzanie Stavanger oraz Preikestolen.
Obóz cygański
Pod naszą nieobecność reszta zdążyła już wstać, zjeść zupki i zrobić pranie. Opuszczony domek i jego okolica wyglądały niczym obóz cygański, albo jak jeden ze squotów popularnych wśród punków w latach 90’. Po omówieniu szczegółów dalszej podróży postanowiliśmy, że ruszamy około godziny 15:00 tak, aby pranie jeszcze doschło, a każdy mógł nieco odpocząć nad wodą i popatrzeć na piękne otaczające obóz widoki.
Dalsza droga
Pierwsze kilkadziesiąt kilometrów podróży nie napawało optymizmem. Musieliśmy się zatrzymać już po około 20 km, aby ciecz nieco się schłodziła. Kolejny postój miał miejsce po 10 kilometrach. Kiedy przejechaliśmy kolejne 20 km znów musieliśmy się zatrzymać. Postoje były krótkie, wiedzieliśmy że dojazd do norweskiej stolicy w tym tempie będzie długi, ale możliwy. Niestety następny postój musieliśmy wykonać już po 2 kilometrach. Cały czas świeciło mocne słońce i było bardzo ciepło, co w tym przypadku nie było nam na rękę.
Morale nieco podupadły, ale po ostudzeniu się płynu chłodniczego ruszyliśmy dalej i o dziwo góry stały się dla nas coraz łaskawsze. Kolejny postój miał miejsce po przejechaniu 45 kilometrów, nie był on jednak wymuszony koniecznością chłodzenia, ale tym, że musieliśmy zatankować. Dalsza droga była spokojna, zatrzymaliśmy się jeszcze raz, aby zrobić zakupy w markecie Kiwi (kupiliśmy między innymi 10 parówek, oraz 8 bułek do hot dogów w promocji z powodu kończącego się terminu przydatności za łączną kwotę około 30 koron, czyli 15 zł). Parówek kupilibyśmy pewnie więcej, niestety była to ostatnia paczka. Wieczorem dodaliśmy również relację z wczorajszego dnia, a następnie ruszyliśmy w poszukiwaniu noclegu. Po drodze słońce zaczęło być zasłaniane przez chmury, z których z czasem spadł obfity deszcz, a w ostateczności również i grad. Pierwszy raz mieliśmy okazję obserwować w Skandynawii burzę – wyładowań atmosferycznych nie było jednak zbyt wiele, nie słyszeliśmy również grzmotów, widzieliśmy jedynie błyskawice.
Po skończonych zakupach deszcz przestał padać, około godziny 21:00 postanowiliśmy więc zanocować na dużym przydrożnym parkingu nieco ponad 100 kilometrów od Oslo. Obok niego znajdował się lasek, gdzie można było rozbić namioty. Na parkingu były też bardzo ładne, czyste i nowoczesne łazienki oraz stoliki. Na kolację przygotowaliśmy zakupione wcześniej bułki z parówkami oraz zupki chińskie. Tego dnia przejechaliśmy 271 km, a licznik busa przekroczył 380 000 km.