Nasz kolejny wyjazd rozpoczął się zaledwie kilka dni po powrocie z Koła Podbiegunowego. RoadTrip oznaczony numerem 6 ma jednak zdecydowanie inny charakter. Po pierwsze dystans do pokonania to jedynie 3 tysiące kilometrów, a większość czasu wycieczki, bo aż 14 dni, spędzić mamy w jednym miejscu – Złotych Piaskach nieopodal bułgarskiej stolicy. Wyjazd ten podobnie jak SkyTrip do Turcji połączony jest z projektem w ramach programu Erasmus+, temat projektu to „Integracja przez aktywność na świeżym powietrzu”. Wyjazd jest specyficzny jeszcze z jednego powodu – jako środek transportu służy nam nie nasz wiekowy VW, a stosunkowo nowy Renault Traffic.
Ale zacznijmy od początku.
VW T5 to same problemy
Z racji, że do Bułgarii jedziemy w 8 osób, nie mogliśmy podróżować naszym samochodem, który ma tylko 7 miejsc. Koszty wynajęcia samochodu finansowane są z programu Erasmus+, a formalnościami z tym związanymi zajęła się organizacja wysyłająca nas na projekt – Youth of Europe.
Początkowo mieliśmy jechać VW T5, po którego odbiór Wojtek udał się 4 sierpnia do Bydgoszczy pociągiem ze Skarżyska-Kamiennej. Odbiór samochodu nieco się przeciągnął, ponieważ mechanik u którego się znajdował był poza warsztatem. Następnie dość dużo czasu zajęły poszukiwania ubezpieczenia samochodu, które zapodziało się gdzieś w dokumentach w wypożyczalni. Ostatecznie Wojtek wyruszył z Bydgoszczy w kierunku Warszawy, gdzie miał nocować i skąd miał zabrać Kasię Wąsowską oraz Mateusza Skonecznego. Wyjechał dopiero o godzinie 20:00, mimo iż początkowy plan zakładał, że w Warszawie będzie już koło godziny 17:00. Niestety podróż nie potrwała zbyt długo, bo już po 22 kilometrach w samochodzie doszło do awarii – przestała działać prawdopodobnie pompa paliwa. Co ciekawe Wojtek podczas oczekiwania na mechanika prowadził z właścicielem wypożyczanego samochodu rozmowę o tym, że T5 to dość awaryjny model, na który narzeka sporo jego użytkowników.
Awaria niestety wykluczała możliwość dalszej jazdy. Wojtek pomógł holować samochód do bazy wypożyczalni, a następnie przesiadł się do Mercedesa Sprintera, którego wymienić miał na Renault Traffica, którym z Juraty jechał Igor – szef organizacji Youth of Europe, po tym jak dowiedział się o awarii T5. Wojtek z Igorem spotkali się w okolicy Grudziądza około godziny 12:30 w nocy, trochę porozmawiali, wymienili samochody i ruszyli w dalszą drogę. Na zegarku była już godzina 1:00, a Wojtek do przejechania miał jeszcze 325 km, na szczęście droga z Grudziądza do Warszawy jest dosyć prosta i niemal całość trasy pokonać można autostradami (A2 z Grudziądza do Łodzi oraz A1 z Łodzi do Warszawy). Ostatecznie Wojtek do Warszawy dotarł dopiero o godzinie 4:00 kiedy już świtało, czyli 12 godzin później niż zakładał początkowy plan.
Dzień 0
Kolejnego dnia Wojtek wraz z dwójką nowych pasażerów (Kasia i Mateusz) wyruszył w kierunku Staszowa, zahaczając jeszcze o Skarżysko-Kamienną skąd zabrał Patrycję oraz Kasię. Cała piątka wieczór w Staszowie spędziła oglądając horror „Dom w głębi lasu” w ramach przygotowania do wizyty w mrocznej Transylwanii. Jako alternatywę brany pod uwagę był również film Hostel, którego akcja rozgrywa się właśnie w Rumunii. Film ten jednak mamy zamiar obejrzeć w wolnej chwili będąc w Bułgarii.
Dzień 1: Wyjazd
Wyjazd zaplanowany został na godzinę 16:00 ze Staszowa. Od naszego pierwszego celu rumuńskiej miejscowości Sighișoara, gdzie w 1491 roku urodził się Vlad Palownik zwany Drakulą dzieliła nas odległość około 900 kilometrów. Wojtek będący kierowcą postanowił więc, że taki dystans będzie łatwiej pokonać w nocy. Z Polski wyjechaliśmy około godziny 22:00, aby szybko przejechać przez Słowację oraz Węgry. Do granicy węgiersko-rumuńskiej dotraliśmy około godziny 3:30 w nocy, musieliśmy jednak około godziny poświęcić w kolejce ponieważ Rumunia nie jest w strefie Schengen, a na jej granicy odbywają się normalne kontrole.

W Rumunii mogliśmy oglądać takie widoki.
fot. Mateusz Skoneczny
Sighișoara
Do Sighișoara po przejechaniu 943 km dotarliśmy około godziny 9:30 miejscowego czasu (godzinę do przodu w stosunku do czasu stosowanego w Polsce). W pensjonacie, gdzie mieliśmy zarezerwowany nocleg mogliśmy jednak odebrać klucze do swoich pokojów dopiero około godziny 14. Nieco zmęczeni drogą udaliśmy się jednak pieszo w kierunku centrum, aby coś zjeść i zobaczyć „najpiękniejsze miasto Rumunii”. Pierwsze wrażenia były raczej średnie, co prawda niektóre budynki wyglądały ładnie, ale inne były brudne i zniszczone. Nie zagłębialiśmy się w starówkę, a centrum obeszliśmy jedynie dookoła, zostawiając sobie najlepszą (przynajmniej taką mieliśmy nadzieję) część na później.
Następnie udaliśmy się do miejsca naszego zakwaterowania po drodze zachaczając jeszcze o sklep. Po dotarciu na miejsce wzięliśmy prysznice poszliśmy spać aż do godziny 18. Tuż po 6 wyruszyliśmy ponownie „na miasto”, które po zagłębieniu w starówkę okazało się jednak bardzo ładne.
Po zakończeniu zwiedzania udaliśmy się na kebab, który miał być naszą kolacją. Wszyscy zamówili tortille, drumy czy wersje na talerzu i każdy był pozytywnie zaskoczony. Kebab był bardzo dobry, był podawany w wypiekanych na miejscu tortillach i bułkach ze świeżymi warzywami i aż 4 różnymi rodzajami sosów. Co ciekawe był to pierwszy kebab w życiu, który jadła Patrycja.
Następnie udaliśmy się ponownie spać, ponieważ kolejnego dnia mieliśmy wyruszyć o godzinie 8:00, a przed nami było co najmniej kilka godzin drogi i prawie 600 km do przejechania.