Rys historyczny
Polska nie ma najlepszych stosunków z sąsiadami. W dużym stopniu składają się na to zaszłości historyczne – nasz kraj przez wieki toczył wojny czy to obronne, czy zaczepne ze wszystkimi sąsiadami. Sytuację tę obrazuje dowcip o tym, kogo należy bić w przypadku jednoczesnej wojny z Niemcami i Rosją: „Najpierw Niemców, potem Rosjan. Najpierw obowiązek, potem przyjemność.” Wyjątkiem kraju, z którym Polska utrzymywała niemal przez cały czas dobre stosunki były Węgry, graniczące z Rzeczpospolitą przez kilkaset lat. Oczywiście zarówno Polakom jak i Węgrom zdarzało się czasem przypuścić jakąś wyprawę na tereny tych drugich (jak np. najazd Węgrów na Polskę w 1126 oraz Polski na Węgry rok później), a węgierskie rycerstwo walczyło gościnnie przeciwko wojskom dowodzonym przez Władysława Jagiełłę pod Grunwaldem. Należy pamiętać jednak, że były to konflikty krótkie, a w tamtych czasach takie niewielkie wojny były raczej szybko puszczane w niepamięć i wojska walczące między sobą później stawały ramię w ramię przeciwko innemu przeciwnikowi. Ponadto w monarchii ponad interesami państwowymi bardzo często stały interesy dynastii i bardzo dużo w stosunkach międzynarodowych zależało od tego, kto aktualnie zasiada na czyim tronie. A na Węgierskim tronie zdarzyło się zasiadać również królom Polskim (będąc w węgierskim parlamencie polecamy poszukać herbu Jagiellonów). Raz nawet mieliśmy spore szanse, na unie realną z Węgrami – zaprzepaściła to jednak bezpotomna śmierć naszego wspólnego władcy Władysława Wareńczyka, który złamał niezwykle korzystny pokój z Turcją i zginął w 1444 roku pod Warną w walce z wojskami sułtana.
Zastanawiasz się czy przyjaźń polsko-węgierska istnieje naprawdę? Przekonaj się na własnej skórze i odwiedź Budapeszt. Wskazówki dotyczące podróży do stolicy Węgier znajdziesz w w tym artykule.
Polak, Węgier, dwa bratanki, i do szabli, i do szklanki
Znane i zyskujące jeszcze ostatnio na popularności przysłowie „Polak, Węgier, dwa bratanki, i do szabli, i do szklanki” ma swoje zalążki już w czasach średniowiecza, a samo powstało prawdopodobnie po upadku konfederacji barskiej, której przywódcy uzyskali na Węgrzech azyl.
Samo przysłowie mimo, iż znane mi jest od dawna było przeze mnie uznawane jedynie za przysłowie pozostałe po dawnych czasach. Jakie było więc moje zdziwienie, kiedy pierwszy raz podczas projektu międzynarodowego miałem okazję obcować z Węgrami, którzy nie tylko to przysłowie znali (w węgierskiej wersji językowej brzmi ono Lengyel, magyar – két jó barát, együtt harcol, s issza borát) ale również umieli je lepiej lub gorzej powiedzieć po polsku. Ponadto nie obce były dla nich postaci związane z naszymi narodami (jak np. król Władysław Wareńczyk czy dowódca powstania węgierskiego z 1848 roku Józef Bem). Widać było, że my Polacy już na samym początku znajomości mieliśmy lepszą pozycję niż obecni również na projekcie Włosi czy Słowacy.
To właśnie od czasu mojego pierwszego spotkania i późniejszej znajomości z Węgrami narastało we mnie przekonanie, że traktują oni nasz naród w sposób szczególny. Co ciekawe, z moich obserwacji wynika, że ta przyjaźń pomiędzy narodami w kraju nad Wisłą była nieco słabsza i trochę zapomniana. Ze względu na fakt, że nie znałem dotychczas żadnego Węgra nie miałem jednak okazji zaobserwować tej przyjaźni na własne oczy, a z rozmów ze znajomymi raczej nie mogłem wnioskować jakichś specjalnych uczuć, którymi darzyli by naród węgierski. Oczywiście, często w jej kontekście były przytaczane słowa Węgierskiego premiera Pala Telekiego, który odmówił wzięcia udziału w przygotowywanej przez III Rzeszę agresji na Polskę, powołując się na przyjaźń pomiędzy narodami, powiedział, że „prędzej wysadzi swoje własne linie kolejowe, niż weźmie udział w inwazji na Polskę”.
Celowo użyłem czasu przeszłego, ponieważ ostatnie zbliżenie polityczne, niechęć do imigrantów oraz nawet takie małe gesty jak flagi Polski i Węgier wpięte w klapę Victora Obrana podczas wizyty w Polsce wpływają na to, że przyjaźń ta została w Polsce nieco odkurzona.