Eurotrip #76 Kościół z muszelek

Znów wstaliśmy dość późno, około godziny 9:00. Trzeba to zmienić, bo przez późne wstawanie tracimy za dużo dnia. Rano łazienki nadal były zamknięte, mimo iż na parkingu pojawiło się całkiem dużo samochodów oraz ludzi, którzy trochę uniemożliwiali swobodne umycie się, przez co Kasia była niezbyt zadowolona.

Spakowaliśmy się i wyruszyliśmy w kierunku marketu, aby kupić jakieś jogurty i inne rzeczy na śniadanie. Powoli zmierzaliśmy do granicy z Hiszpanią, Kasię jednak zaczął boleć brzuch. Obawialiśmy się, że to może jakieś zatrucie. Na szczęście ból brzucha z czasem przeszedł, Kasia jednak prawie cały dzień była marudna.

Muszelkowy Kościół

Około 16:00 dotarliśmy do Illa Da Toxa, niewielkiej wyspy, połączonej mostem z półwyspem znajdującym się na zachód od Pontevedra. Wyspa jest dość malownicza i mocno zagospodarowana, a jedną z jej atrakcji stanowi kościół cały w muszlach. To taka większa i bardziej skomplikowana wersja muszelkowego domu z Peniscoli.

Myślałem, że muszelki poprawią Kasi humor, na początku nawet one nie działały. Z czasem jednak humor był coraz lepszy, a o zmartwieniach nie było już mowy po zakupie muszelkowej pamiątki – naszyjnika za 2 euro. Generalnie mamy zasadę, że nie kupujemy muszelek, ale takiej z metalowymi zdobieniami nie bylibyśmy raczej w stanie sami zrobić.

Ocean

Następnie pojechaliśmy na plażę oddaloną o kilka kilometrów od kościoła. Wydawało się, że woda może być ciepła, bo temperatura powietrza była zdecydowanie wyższa niż w ostatnich dniach (około 28-30 stopni). Nad oceanem wylegiwało się dużo ludzi, część była w wodzie, co było dobrym znakiem. Niestety, woda nie była tak ciepła jak się mogło zdawać, miała około 16 stopni, można było chwilę w niej popływać i powalczyć ze sporymi, jednak przyjemnymi falami. To była w sumie nasza pierwsza kąpiel w oceanie od przekroczenia Przylądka Świętego Wincentego. Mamy nadzieję, że nie ostatnia i na północy woda będzie trochę cieplejsza (obecnie strony z temperaturami wody podają około 21-22 stopni).

Przy plaży znajdowały się prysznice, dzięki którym mogliśmy zmyć z siebie dużą ilość soli.

Nocleg i nostalgia

Kiedy przyszło nam szukać noclegu, mimo szerokiego wyboru miejsc, jakoś nie mogłem się na żadne zdecydować. Podjechaliśmy do kilku okolicznych mniejszych plaż, w każdej z nich coś mi jednak nie pasowało. Wydaje mi się, że główny powód był taki, że nie była to Portugalia. Naprawdę polubiłem ten kraj i czułem ogromną nostalgię za nim. W sumie mam tak często, kiedy opuszczam jakieś miejsce czy region, do którego się przywiążę. Podobne uczucie towarzyszyło mi już przed Gibraltarem, kiedy miałem świadomość, że opuszczamy wybrzeże morza śródziemnego i podczas tej podróży już tam nie wrócimy.

Ostatecznie zdecydowałem, że nocleg tym razem nie będzie nad oceanem, a w okolicy zalewu Encoro de Pontillón de Castro. Niestety, okolica nie była zbyt ładna (dużo śmieci), jej plusem było jednak to, że było tu niesamowicie spokojnie.

Tu na północy zachód słońca ma miejsce trochę później, około 20:00 rozłożyliśmy więc łóżko i przystąpiliśmy do gotowania jajek na kolację. Później jeszcze trochę popracowaliśmy w busie, spać poszliśmy około 12:00.

Dziś przejechaliśmy XXX kilometrów.

Komentarze

Komentarzy