Poranek
Dzień zaczęliśmy bardzo pracowicie, wstaliśmy o 6:30 i od razu przeszliśmy do pracy nad vlogami oraz do pisania artykułów. Po około 3 godzinach owocnie spędzonych przy komputerach uznaliśmy, że pojedziemy do jakiegoś miejsca, gdzie podają coś do jedzenia oraz gdzie jest wi-fi i dostęp do prądu.
Żegnaliśmy się z Gagauzją, z każdym kilometrem przejechanym na północ, krajobraz nieco się zmieniał. Po tych 3 dniach spędzonych w tym autonomicznym regionie, nauczyliśmy się już dostrzegać różnice.
Pizza, tylko pizza
Po przejechaniu około 50 kilometrów uznaliśmy, że pora rozejrzeć się za jakimś lokalem. Zbliżaliśmy się już powoli do granicy z Naddniestrzem, które miało być naszym celem.
Zatrzymywaliśmy się przy kilku cafe-barach, niestety we wszystkich był tylko alkohol, bez żadnego jedzenia na ciepło. Ostatecznie, w wiosce Răzeni znaleźliśmy pizzerię, która w swojej ofercie miała również placintę i inne tradycyjne dania. Pizzeria była czymś w rodzaju domu weselnego. Weszliśmy do niej o 11:00, a wyszliśmy 6 godzin później, w tym czasie nie pojawił się żaden inny klient.
Może dziwić fakt, że w ofercie lokalu z dość krótkiej karty, na której znajdują się placinty i inne tradycyjne dania, dostępna była tylko pizza. Reszta rzeczy miała być dostępna dopiero wieczorem. Podczas 6 godzin spędzonych w restauracji, zamówiliśmy dwie pizze po 55 lejów (ok. 12 zł), sok oraz kawę, cały czas intensywnie pracując nad odcinkami i artykułami.
Udało nam się nadrobić naprawdę bardzo dużo materiałów i powoli wychodzimy ze wszystkim niemal na zero – jesteśmy już trzy odcinki do przodu, a Kasia pierwszy raz zaczęła i skończyła odcinek jednego dnia.
Naddniestrze
Około godziny 17:00 opuściliśmy Pizzerię Angelo. Mieliśmy jechać do Naddniestrza, czyli samozwańczej republiki będącej de facto niepodległym państwem od czasu rozpadu Związku Radzieckiego. O Naddniestrzu, a raczej jego pogranicznikach oraz policjantach, czytałem wiele, zazwyczaj niedobrych rzeczy.
Miałem pewne obawy przed wizytą w Naddniestrzu samochodem. Nałożyło się to na przemęczenie związane z tworzeniem dużych ilości materiałów oraz pewnego rodzaju kryzys we vlogowaniu. Nie byłem pewny czy materiały, które robimy są fajne i czy się Wam podobają oraz czy w ogóle umiem to wszystko nagrywać.
Kilkanaście kilometrów przed granicą Naddniestrza podjąłem decyzję, że nie jestem gotowy psychicznie, aby tam dziś pojechać. Zerknąłem na mapę i uznałem, że zadzwonię do księdza Krzysztofa, który mieszka w położonym 150 dalej kilometrów Ungheni. Od jakiegoś czasu pisaliśmy na Facebooku i byliśmy umówieni na odwiedziny, które miały być dopiero po naszej wizycie w Naddniestrzu. Po upewnieniu się, że jeśli przyjedziemy trochę wcześniej nie będzie to problem, obraliśmy za kierunek właśnie Ungheni.
Polski ksiądz w Mołdawii
Do Ungheni dotarliśmy około 21:00. Trochę pogubiliśmy się w samym mieście, które mimo iż ma jedynie niecałe 40 tysięcy mieszkańców jest jednym z największych miast w Mołdawii. Z naszym gospodarzem spotkaliśmy się na mieście, gdzie był z Marcinem, swoim kolegą z seminarium, również księdzem misjonarzem, który przyjechał go odwiedzić tego samego dnia co my.
Po szybkiej prezentacji busa, pojechaliśmy razem w kierunku kościoła, gdzie zjedliśmy wspólnie kolację rozmawiając o Mołdawii, podróżach, zmianach w postrzeganiu odległości, mołdawskim winie i wielu innych sprawach.
Podsumowanie
Wzięliśmy prysznic i położyliśmy się spać około godziny 1:00. Jutrzejszy dzień zapowiada się dość intensywnie. Rano mamy zamiar zająć się montażem i kończyć ostatnie artykuły. Około południa wybierzemy się na miejscowy targ, a później pomożemy w przygotowaniach do odpustu parafialnego, który jest właśnie jutro. Kasia zadeklarowała już pomoc w układaniu kwiatków, chociaż nigdy tego nie robiła.
Dziś przejechaliśmy 267 kilometrów.