Eurotrip #14 Najwyższy szczyt Mołdawii

To już dwa tygodnie. Ależ ten czas leci. Trochę zasiedzieliśmy się w Mołdawii, to już nasz dziesiąty dzień, przyszedł więc czas, aby zdobyć jej najwyższy szczyt!

Zeama z panią Galiną

Dzień rozpoczęliśmy, niemal jak zawsze, od pobudki około godziny 8:00. Do południa trochę popracowaliśmy, a później przyszła do nas Pani Galina, która wczoraj powiedziała, że pokaże nam jak przyrządzać tradycyjną zeamę.

Z przygotowaniem trochę zeszło, zupę jedliśmy więc dopiero około godziny 14:00. Wspólnie z Krzysztofem oraz Marcinem podjęliśmy decyzję, że dziś razem wybierzemy się zdobyć najwyższy szczyt Mołdawii.

Najwyższy szczyt Mołdawii

Samochodem Krzysztofa wyruszyliśmy w kierunku oddalonego o kilkadziesiąt kilometrów Dealul Bălănești, liczącego 430 metrów szczytu, który jest najwyższą górą Mołdawii oraz częścią Korony Europy.

Po drodze minęliśmy jeszcze pomnik upamiętniający śmierć Grigorija Potiomkina, który umarł w tym miejscu, w drodze z negocjacji z Turcją w Jassach, podczas których Imperium Osmańskie oraz Carska Rosja wywalczyły porozumienie, według którego Krym przynależeć będzie do Rosji. Co ciekawe w 2016 roku, dwa lata po ponownym anektowaniu Krymu, pomnik został odnowiony.

Kiedy dotarliśmy pod sklep, gdzie większość zdobywców najwyższej góry świata Mołdawii zostawia samochody, postanowiliśmy zajść jeszcze do niego na szklankę kwasu. Był to pierwszy sklep, z którym się spotkałem, gdzie kwas podawano w szklanych kuflach, nie plastikowych, jednorazowych kubkach.

Od sklepu do szczytu jest około 1,5 – 2 km, a przewyższenie wynosi jedynie 200 metrów. Cały czas idzie się drogą, która momentami jest dość stroma. Przy szczycie można spotkać samochody miejscowych, którzy podjeżdżają od drugiej strony, gdzie droga też nie jest najłatwiejsza, ale nie ma tak dużych uskoków i różnic wysokości jak od strony sklepu.

Oczywiście, każde zdobycie szczytu odbywa się przy współudziale cichych bohaterów – szerpów niosących bagaże i sprzęt pozostałych zdobywców. Naszym szerpą został Marcin, który jako jedyny wziął plecak, w którym umieściliśmy mój portfel oraz wodę Krzysztofa. Po drodze pierwszy raz mieliśmy okazję zobaczyć żurawia, służącego do nabierania wody. Z tego miejsca było już widać maszt, który mieści się obok najwyższego wzniesienia.

Po kolejnych kilkunastu minutach byliśmy już na szczycie, z którego wbrew pozorom rozciągał się dość górski widok.

Domowe wino i turystka górska w sklepie

Schodząc rozmawialiśmy między innymi o tym, że gdyby to miejsce lepiej opisać, oznaczyć szlak, to zagraniczni turyści mogliby być fajnym dodatkowym źródłem dochodu np. dla właściciela sklepu, który mógłby poszerzyć trochę swoją ofertę.

Przygotowanie certyfikatów dla zdobywców najwyższego szczytu Mołdawii, które byłby wydawane po okazaniu zdjęcia i wniesieniu stosownej opłaty, możliwość zamówienia obiadu, który będzie czekał po powrocie czy stworzenie tradycji, że wszyscy zdobywcy po powrocie do bazy wypadowej muszą uczcić swoje osiągnięcie np dzbankiem domowego wina. To tylko niektóre pomysły, które można by tu fajnie wdrożyć, małym nakładem finansowym.

My sami, po zejściu ponownie udaliśmy się do sklepu, kupując czipsy i kwas, które spożyliśmy ponownie na schodach sklepu. Kiedy tak sobie siedzieliśmy, w sklepie pojawiło się kilka osób, które pytały skąd jesteśmy. Krzysztof z racji, że w Mołdawii jest już ładnych parę lat, próbował nabrać naszych rozmówców, że jesteśmy z Mołdawii. Nie chcieli nam uwierzyć i mówili, że on jest pewnie Rumunem, a my Amerykanami. Krzysztof powiedział w końcu, że wszyscy jesteśmy z Polski, ale on od kilku lat mieszka w Mołdawii.

Jednym z argumentów, który przemawiał za tym, że nie jesteśmy Mołdawianami było to, że piliśmy kwas. Powinniśmy pić wino lub coś mocniejszego! Poczęstowano nas więc domowym winem, które również sprzedawane jest w wioskowym sklepie.

Później wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w kierunku Ungheni. Po drodze minęliśmy jeszcze między innymi pole, na którym rozegrała się słynna bitwa pod Cecorą (wojska turecko-tatarskie pokonały wojska polskie dowodzone przez 73-letniego Stefana Żółkiewskiego).

Podsumowanie

Dzisiejszy dzień był bardzo fajny! Nauczyliśmy przygotowywać się tradycyjną mołdawską zupę, w miłym towarzystwie weszliśmy na najwyższy szczyt Mołdawii oraz dowiedzieliśmy się kilku ciekawostek historycznych. Tego dnia przejechaliśmy kilkadziesiąt kilometrów, nie wiem jednak dokładnie ile, nie zrobiliśmy tego busem.

Jutro już tylko we dwójkę zamierzamy wybrać się do Naddniestrza.

Komentarze

Komentarzy