Szesnasty dzień rozpoczęliśmy od pobudki o godzinie 8:00. Niestety w nocy padało, więc pranie, które zostało rozwieszone poprzedniego dnia nie było ani odrobinę bardziej suche niż wieczorem. Zebranie się zajęło nam wyjątkowo długo, bo wystartowaliśmy dopiero o 10:30.
Naszym pierwszym celem była Droga Atlantycka (Atlantic Road), do której musieliśmy przejechać około 200 kilometrów. Ruszyliśmy w trasę zaopatrzeni we wskazówki, które mailowo podesłał nam Marcin, z którym mieliśmy się tego dnia wieczorem spotkać. Niestety pod sam koniec pomyliliśmy nieco drogę i pojechaliśmy przypadkowo tak jak kierowała nas nawigacja, a nie według jego wskazówek.
Co prawda droga ta była nieco krótsza, prowadziła jednak przez płatny tunel, za który musieliśmy zapłacić 220 koron (ok. 110 zł). Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, bo przed tunelem spotkaliśmy czterech wesołych Niemców, którzy jechali za nami od kilkunastu kilometrów, bo gdy zobaczyli naszego kolorowego busa i polską rejestrację uznali, że chcą napić się z nami polskiego piwa. My polskiego piwa nie mieliśmy, ale oni tak. Z tego co mówili 400 puszek zakupili niedługo po rozpoczęciu swojej podróży w Polsce.
Osiem kilometrów Drogi Atlantyckiej jest przykładem prawdziwego kunsztu architektonicznego. Poprowadzona została praktycznie po morzu i kilkunastu wysepkach. Budowana była przez 3 lata, jednak przez sztormy i orkany budowa musiała być przerywana aż 12 razy. Ostatecznie oddano ją do użytku w 1989 roku. Podobno można tu czasami zobaczyć walenie i orki, jednak my nie mieliśmy tego szczęścia. Droga Atlantycka prowadzi przez 8 mostów, jednak największym i najefektowniej wyglądającym jest Storseisundbrua – znajdujący się ponad 20 metrami nad poziomem wody łuk.
Około godziny 16:30 dojechaliśmy do miejscowości Molde, gdzie mieliśmy spotkać się z Marcinem, który zaproponował nam spotkanie poprzez forum Volkswagena T4 (misiek535). Czekając na Marcina postanowiliśmy rozejrzeć się po sklepie Rema 1000 (mieliśmy spotkać się na parkingu pod tym supermarketem). Udało nam się kupić chrupki w dobrej cenie (3,50 zł, paczka 250 gram), a także chrupkie pieczywo (ok. 8 zł) i kilogram dżemu truskawkowego (ok. 7 zł).
O 18:30 Marcin podjechał do nas na swoim motocyklu. Poprowadził nas na prom na wyspę Midsund, na której mieszka. Kiedy dojechaliśmy na miejsce, powitała nas jego żona Joanna wraz z psem Luną. Marcin i Joanna zaoferowali nam nocleg u siebie w domu oraz umożliwili wzięcie prysznica, zrobienie prania w pralce, przygotowali kolację oraz poczęstowali piwem.
Reszta czasu minęła na rozmowach. Marcin i Joanna opowiedzieli nam wiele na temat życia w Norwegii, o tym jak wygląda praca w tym kraju oraz o tym jak sami się tu znaleźli. Pokazali nam swoją kolekcję zdjęć z wycieczek po kraju fjordów, doradzali w sprawie wyboru ciekawych atrakcji, przejazdów, najlepszych tras i promów. Dowiedzieliśmy się także co nieco o norweskich tradycyjnych potrawach. Spać położyliśmy się około godziny 12. Tego dnia przejechaliśmy 321 km.
Mamy nadzieję, że Marcin i Joanna będą czytać tę relację, korzystając więc z okazji chcielibyśmy im jeszcze raz gorąco podziękować za wspaniałe przyjęcie nieznajomych wędrowców (czy busowców 😉 ).