RoadTrip Olimp: Dzień 18 (Meteory)

Dziś wstaliśmy rekordowo wcześnie – na nogach wszyscy byli już o godzinie 5:45. Czekał nas dopiero wschód słońca i około 200 kilometrów do imponujących monastyrów w Meteorach. Zbieraliśmy się nieco dłużej, niż dwa dni wcześniej do Aten i ostatecznie wyjechaliśmy o 6:40. Ta noc nie była dla mnie łatwa, było bardzo gorąco i ciężko było mi usnąć. Michała pogryzły komary lub inne zwierzęta i też miał problem ze snem (w sumie naliczył ponad 50 ukąszeń), Klaudię natomiast obudził przechodzący obok niej kot.

Droga mijała bardzo szybko, większość ekipy spała przez pierwszą godzinę jazdy. Im bliżej byliśmy Meteorów, tym więcej osób się przebudzało. Do pierwszego klasztoru dotarliśmy około godziny 9:20, czyli tuż po jego otwarciu. Ludzi nie było jeszcze zbyt wielu, za to widok był imponujący. Zatrzymaliśmy się tuż obok klasztoru Rusanu, z którego rozciągał się wspaniały widok między innymi na klasztor Warłama.

Klasztory w Meteorach zaczęły powstawać w X wieku, zakładane były przez pustelników. Początkowo do klasztorów można było dostać się jedynie w koszykach lub po drabinach z lin. Teraz dla ułatwienia dostępu przez turystów do klasztorów wykuto schody. Aby dostać się do klasztoru Rusanu pokonaliśmy ponad 200 schodów, będąc na górze zdecydowaliśmy się jednak odwiedzić większy i bardziej okazały klasztor Warłama.

Podjechaliśmy do klasztoru, do którego wejście kosztowało nas po 3 euro. Ja z Michałem założyliśmy wcześniej długie spodnie, podobnie zrobiły Klaudia, Asia i Ola. Kasia z Gosią miały spódnice. Jak się okazało przy wejściu, kobiety mogą do klasztoru wchodzić jedynie w spódnicach, takie do publicznego użytku były jednak dostępne przy wejściu. Zdziwiło nas to, ponieważ myśleliśmy, że chodzi o to, żeby być zakrytym i wszyscy się na to przygotowaliśmy, ale nie przyszło nam do głowy, że kobiety muszą mieć koniecznie spódnice. Irytujące było to, że widzieliśmy tam wiele osób, które miały krótkie spodenki i bluzki na ramiączkach. Dlaczego takie osoby zostały wpuszczone, a Klaudia z Olą musiały dodatkowo na spodnie zakładać wręczone im spódnice?

Klasztor Warłama został założony przez pustelnika Warłama w 1350 roku. Po XVIII wieku podupadł i został opuszczony. Reaktywowano i odbudowano go w 1961 roku, a obecnie zamieszkiwany jest przez kilku mnichów. Klasztor chyba na wszystkich zrobił ogromne wrażenie. W jednym z pomieszczeń klasztoru, gdzie nie można było robić zdjęć, zainteresował nas fotel, którego elementami zdobienia były smoki. Smok w Biblii najczęściej przedstawiany jest jako symbol szatana. Michał zapytał mnicha, który bardzo ucieszył się pytaniem (zajmuje się głównie upominaniem turystów o tym, że nie można robić zdjęć). Mnich, mimo iż słabo mówił po angielsku poprosił kogoś, kto umie angielski o wytłumaczenie nam, że w tym kontekście smok został użyty jako symbol siły.

Po zwiedzeniu monastyru udaliśmy się w dalszą drogę. Naszym celem była Riwiera Olimpijska. Po przejechaniu około 150 kilometrów znaleźliśmy nocleg na dość szerokiej plaży. Plaża była piaszczysta, znajdowało się na niej trochę trawy (w wodzie też). Woda była chyba najcieplejsza ze wszystkich naszych dotychczasowych noclegów. Dno bardzo powoli się obniżało i znów kilkadziesiąt metrów od brzegu było tylko nieco powyżej metra wody.

Po kąpieli, Ola z Klaudią przygotowały sałatkę grecką z kupionej wcześniej fety, ogórka i pomidorów. Po jedzeniu postanowiliśmy rozegrać mecz siatkówki chłopaki kontra dziewczyny. W zespole dziewczyn wystąpiły Asia, Ola i Klaudia. W zespole chłopaków z braku innych zawodników zagraliśmy ja z Michałem. Dziewczyny zaczęły ostro, wygrywając pierwszy set 11-9, niczym Wisła Kraków w pamiętnym meczu eliminacji Ligi Mistrzów w 2005 roku, kiedy to w pierwszych minutach strzeliła bramkę na 1-0 greckiemu Panathinaikosowi Ateny, by ostatecznie przegrać 1-4 i odpaść z rozgrywek. W drugim secie wygraliśmy 11-7, kolejny również padł naszym łupem, tym razem 11-6. Wygrywając 2-1 pewnie rozgrywaliśmy ostatni set, w końcówce w dziewczyny wstąpiły jednak nowe siły. Wydawały z siebie takie odgłosy euforii, że zainteresowały sporą część męskiej części plażowiczów leżących niedaleko na płatnych leżakach. Starsi Grecy z pewnością mocno im kibicowali i nie chcieli, aby mecz już się kończył, dziewczyny musiały jednak uznać naszą wyższość przegrywając ostatni set 14-12 oraz cały mecz 1-3 (11-9, 7-11, 8-11, 12-14). Dziewczyny z boiska zeszły pokonane jak Andrzej Gołota znokautowany po 53 sekundach przez Lamon Brewster (mimo ciężkiego meczu zrobiły to jednak o własnych siłach), wszyscy jednak podczas pojedynku bawili się świetnie.

Po meczu. cały w piachu od rzucania się na piłkę, dołączyłem do pływającej Kasi. Popływaliśmy jeszcze trochę, a następnie poszliśmy pod prysznic znajdujący się na płatnej plaży, z którego pozwoliła nam skorzystać bardzo miła pani, która się nią zajmowała (ta sama pani pozwoliła nam również pograć na ich boisku do siatkówki).

Dzień zakończyliśmy 378 kilometrami.

<<< Relacja z poprzedniego dnia

Relacja z kolejnego dnia >>>

Komentarze

Komentarzy